poniedziałek, 30 maja 2011

Konkurs piękności


Ostatnie dni w polskich programach informacyjnych zdominowała wizyta Baracka Obamy. Dodatkowo można było obejrzeć film dokumentalny o fotografie Białego Domu i prezydenta.
Patrzę tak w ekran i nie mogę opanować emocji. Zachwytu. Jakiż on jest przystojny! Jak bardzo podoba mi się ten ciemnoskóry przywódca największej potęgi gospodarczej świata!
I zastanawiam się czego jest to zasługą. Czy chodzi o faktyczną atrakcyjność fizyczną, czy może o tę władzę, o ten prestiż.
Bo można przecież obiektywnie ocenić piękno człowieka. Symetryczne rysy twarzy, szczupła budowa ciała, wyprostowana postawa.
Ale też nie od dziś wiadomo, że większą atrakcyjność fizyczną przypisujemy tym, którzy posiadają wysoki status społeczny czy właśnie władzę. Wspomnieć można chociażby o sznurach panien podążających za mundurem symbolizującym wysoki prestiż i moc.
Nasuwa mi się również skojarzenie z wizerunkiem medialnym i jego wpływem na wyniki wyborcze. A tutaj przede wszystkim przystojny John F. Kennedy, bożyszcze kobiet - były gubernator Arnold Schwarzenegger czy uśmiechnięty aktor Ronald Reagan. A z naszego podwórka „piękny Grześ” – Grzegorz Napieralski, wystylizowany do granic przesady. Niebrzydki jest również premier Donald Tusk czy Radosław Sikorski.
Bo któż dzisiaj czyta programy wyborcze? Ośmielam się twierdzić, że prócz tych, którzy je napisali, może jeszcze nadgorliwi studenci prawa czy politologii. Czy ktoś jeszcze? Chyba nie…
Trzeba ładnym być i już! Wygrana niemalże w kieszeni. No i ładnym ponoć żyje się łatwiej.


DRUGA STRONA MEDALU


A jak nie jest się ładnym, albo natura po prostu poskąpiła wzrostu? Można mieć piękną żonę – jak Nicolas Sarcozy – Carlę Bruni. Ciekawe swoją drogą, czy w mężu ujęła ją uroda czy władza? Bo Isabel w Kazimierzu Marcinkiewiczu raczej to drugie.
Można również przeprowadzić kilka operacji plastycznych, choć w przypadku Silvio Berlusconiego nie przyniosło to ani poprawy „urody”, ani popularności. Panie do towarzystwa patrzą raczej na zasobność portfela niż na ładny uśmiech.
Jest też „trzecia strona medalu”. Są bowiem politycy na najwyższych szczeblach władzy z „nienarzucającą się urodą”, a dość popularni. Śp. Lech Kaczyński zaliczał się do tej grupy. Wrzuciłabym tu także prezydenta Bronisława Komorowskiego z wąsikiem. I tu zaczynają się schody, bo znikąd nie przychodzi mi do głowy uzasadnienie ich popularności.


AND THE WINNER IS...


Moim faworytem w konkursie piękności polityków jest bez wątpienia Barack Obama. Mniejsza o to, jakim jest politykiem i prezydentem. Ale, do diaska, jak on wygląda! W moim pokoju bez najmniejszych oporów zawiesiłabym jego zdjęcie obok zdjęcia Audrey Hepburn ze "Śniadania u Tiffaniego" a mój zmysł estetyczny doznawałby niebywale przyjemnych emocji każdego dnia.
Niech żyje Barack Obama! Niech żyje Ameryka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ten wpis czeka na Twój komentarz.