czwartek, 28 kwietnia 2011

Białoruś: Kartoflana Dolina albo ostatni reżim w Europie

Kiedyś spokojna Białoruś w oczach zaczyna się zmieniać. Wybory prezydenta, kryzys walutowy oraz wybuch w metro – to wydarzenia, którze bardziej niegatywnie odzwierciedlają politykę oraz stanowisko obecnego prezydenta A.Łukaszenki. Cześć ludzi strasznie niespokojnie patrzy na tą sytuację i myśli co dalej robić i co z nimi będzie. Kiedy, na przykład, kończą się artykuły spożywcze w sklepach, a druga cześć ludzi oddają swoje poparcie działalności obecnego prezydenta.

W wyborach prezydentskich w grudniu 2010 roku A.Łukaszenka otrzymał 79,67% głosów wyborców. Można stwierdzić, że poparcie 17-letniej działalności prezydenta Łukaszenki jest na wysokim poziomie ze wzgłędu na wyniki wyborów, jednak spada ono codzień. Akt terrorystyczny który miał miejsce w metro 11 kwietnia 2011 roku spowodował spadek zaufania dla autorytarnego prezydenta kraju, który pretenduje na rolę jedynego gwaranta bezpieczeństwa i stabilności. Lecz ostatnie kłótnie ekonomiczne mogą jeszcze przybrać na sile.

W Rankingu Revolting Index, czyli rankingu państw, w których jest możliwa rewolucja, który został opublikowany w lutym 2011 roku na stronach The Wall Street Journal po rozprzestrzenianiu rewolucji z jednych państw arabskich w inne, Białoruś znajduje się na 29 miejscu z indexem 65,1 wsród 85 państw. (Dla przykładu Ukraina – 22, a Rosja – 40 miejsce). To jest wynik polityki Prezydenta Łukaszenki, która doprowadziła do tego, że ludzie nie w stanie już zdecydować, czy jest potrzeba coś zmieniać, czy można jeszcze zaczekać. Głównie - obawa przed mozliwą rozprawą z powodu występów przeciw prezydentowi.

O czym to wszystko mówi i dlaczego „Kartoflana Dolina”?

„Kartoflana Dolina” pod takim tytułem był opublikowany artykuł w Polityce od 9 listopada 2010 roku. W opinię Aleksandra Łukaszenki Pola ziemniaczane, tak jak Krzemowa Dolina w Ameryce, mają być kołem zamachowym białoruskiej gospodarki. Czyli kartofle mają stać się drugim chlebem Białorusi. Gospodarka Białorusi zawsze była w miarę stabilna, nie biorąc pod uwagę administracyjno-nakazowych sposobów rządzania gospodarką. Stworzenie takiej doliny było rzeczywiscie możliwym zjawiskiem. Kryzys ekonomiczny i walutowy w kwietniu 2011 tego dowiódł. Dzisiaj kilogram ziemniaków kosztuje już w 2 razy więcej niż rok temu i wynosi do 1,5 $. Tak więc, sytuacja znajduje się w początkowej fazie kryzysu. Jedno co można oddać A.Lukaszence to, że pod czas światowego kryzysu uratował on od ekonomicznych wstrząsów gospodarkę państwa.

Moim zdaniem, Białoruś potrzebuje odejścia od nakazowo-planowej gospodarki w zamian na rynkową z możliwością rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw. Państwo powinno mieć wpływ na gospodarkę, jednak ten wpływ ma być ograniczony granicamy prawa w miarę standardów gospodarki rynkowej.

Ostatni reżim w Europie

Jeżeli popatrzyć na mapę Europy i zanalizować sytuacje polityczne w państwach, to napewno tylko w Białorisii można odnaleźć autorytarny sposób rządzenia władzą pod przewodnictwiem A.Łukaszenko. W A.Łukaszenki była szansa zmienić sytuację w pozytywnym kierunku. Mowa tu o czasie przed wyborami prezydentskimi, kiedy Europa drogą porozumienia chciała nawiązać ekonomiczne, polityczne kontakty z A.Łukaszenki i wszyscy mieli nadzieję, że te wybory będą demokratycznymy.

Niestety, tak nie stało się. Wielkie zwycięństwo A.Łukaszenki oraz okropna rozprawa z opozycją, z niezgodnymi ludźmi gdzie rozłyla się krew pokazało dzisiejszy stan demokracji na Białorusi. Wszystko to razem podtwierdza autorytarny reżim w Białorusii, do walki z którym lud jeszcze jest nie przygotowany.

Tymczasem wydarzenia ostatnich miesięcy w świecie kolejny raz przekonują, że jakiekolwiek systemy autorytarne prędzej czy później zakończają się ciężkimi skutkami.

Podsumowując można stwierdzić: dzisiaj Białoruś ma problemy równiez z stabilnością ekonomiczną jak i polityczną. Łukaszenko stracił zaufanie nie tylko w oczach wyborców, ale i Unii Europejskiej i Rosyjskiej Federacji, co może pociągnąć za sobą blokadę międzynarodową jak i w sferze ekonomicznej, tak i politycznej przeciwko działalności „baćki” i jego aparatu. Ludność białoruska ma sama zdecydować, co dla nich jest ważniejsze - żyć w demokratycznym państwie, które jeszcze należy zbudować, czy być dalej pod zwierzchnictwiem A.Łukaszenki.

Królewski ślub

Jak zapewne wszyscy już o tym wiedzą, ponieważ co 9 sekund w mediach ukazuje się informacja o przygotowaniach do ślubu księcia Williama i jego wybranki Kate Middleton, właśnie już jutro odbędzie się ta doniosła ceremonia.

Ważne wydarzenie

Uroczystości ślubne rozpoczną się 29 kwietnia 2011 roku o godzinie 11 czasu lokalnego. Wilhelm Artur Filip Ludwik Mountbatten-Windsor zwany Williamem księciem Walii pojmie za żonę Catherine Elizabeth Middleton. Ślub ten to ogromne wydarzenie, skupia uwagę niemal całego świata. Książe William – druga w kolejce osoba do brytyjskiego tronu ożeni się z tzw. osobą z ludu. Będzie to pierwszy raz od XVII wieku. Historia prawie jak z bajki dla dzieci o księciu i kopciuszku. Para zna się około 10 lat i podobno łączy ich wielka miłość.

Debata o monarchii

Brytyjska monarchia ma wielu zwolenników, ale i wielu przeciwników. Ci drudzy uważają, że jest staroświecka, nikomu nie potrzebna i dużo kosztuje jej utrzymanie. Jednak zwolennicy wysuwają swoje argumenty, iż monarchia symbolizuje ciągłość tradycji i że są dumni z rodziny królewskiej. Wiele osób też uważa, że Kate Middleton wniesie pewna świeżość i nowoczesne spojrzenie na wielowiekową monarchię.

Gospodarka Wielkiej Brytanii

Brytyjska gospodarka ma się całkiem nieźle. Jednak ślub księcia będzie ja sporo kosztował. Dzień ślubu jest dniem wolnym od pracy, a każdy taki dzień według wyliczeń ekonomistów kosztuje gospodarkę 6 miliardów funtów.

Jednak część strat pokryją dodatkowe wpływy z turystyki i handlu zorganizowanego właśnie z okazji ślubu. Pojawiło się wiele gadżetów z wizerunkiem przyszłej młodej pary. Jak m.in.: kubki, talerze, lalki, długopisy, torebki, znaczki pocztowe, skarpetki itd.

William & Kate

Jeszcze w tym roku zdążono nakręcić film opowiadający historię związku księcia Williama i Kate Middleton. Jest to film obyczajowy produkcji amerykańsko-angielskiej. Przyznam się, że z ciekawości obejrzałam film. Dla mnie mimo że to film obyczajowy, była to typowa komedia romantyczna z happy endem, choć oparta na faktach. Z kolei brytyjscy krytycy uważają go za najgorszy film o rodzinie królewskiej.

Książę William i Kate Middleton oraz Nico Evers-Swindell w roli księcia i Kamilla Luddington jako Kate. Autor: Getty Images/EAST NEWS


Transmisję z królewskiego ślubu może obejrzeć nawet dwa i pół miliarda ludzi. Tłumy chcą też zobaczyć to na żywo, niektórzy już wczoraj rozłożyli namioty oraz krzesełka i koczują wzdłuż trasy przejazdu młodej pary by być jak najbliżej i ich zobaczyć. Niektóre też osoby były w tym miejscu również 30 lat temu, gdy pobierali się rodzice Williama – książe Karol i Lady Diana. Ale znajdą się i tacy, którzy przed całym tym wydarzeniem wręcz uciekają, wyjeżdżają nawet za granicę.

Ślub wzbudza wielkie zainteresowanie. Jednak to nie powinno dziwić. W końcu królewski ślub nie zdarza się często. Mimo, że gospodarka może trochę na tym stracić, to ślub na pewno będzie wielkim i radosnym wydarzeniem nie tylko dla Williama i Kate, ich rodzin i zaproszonych gości, ale także dla wielu innych osób.





Następca Dalajlamy


10 marca duchowy przywódca Tybetańczyków, Dalajlama XIV poinformował o rezygnacji z politycznej roli w emigracyjnych władzach. Swoje uprawnienia przekazał następcy, który miał zostać wybrany w demokratycznych wyborach. Tanzin Gjaco, przedstawiciel szkoły gelug, która jest jedną z czterech największych szkół buddyzmu tybetańskiego chce, aby Tybet stał się nowoczesną demokracją. Od początku lat 60. przekonywał bowiem wyznawców, że mają uczyć się czym jest odpowiedzialność.
Politolodzy i znawcy historii oraz kultury tybetańskiej są zdania, że świecki rząd to dla Tybetu ryzykowny krok. 76-letni Dalajlama uważany jest za symbol walki o wolność Tybetu na całym świecie. Istnieją uzasadnione obawy, że po śmierci Dalajlamy opinia światowa zapomni o Tybecie. Według amerykańskiego tybetolog Robbie Barnetta- "póki Dalajlama żyje, niewiele się zmieni. Dalajlama zamierza pozostać duchowym przywódcą buddystów tybetańskich, a nawet niezależnie od tytułu charyzmatyczny duchowny będzie reprezentować sprawę Tybetu na świecie". ( Maria Kruczkowska, Tybetańczycy wybierali nowego przywódcę politycznego, Gazeta Wyborcza, 20.03.2011 r.)
Wybory nowego przywódcy i parlamentu miały miejsce w 13 krajach, m. in.: w Republice Indii, Australii, Stanach Zjednoczonych, gdzie mieszka duży odsetek ludności z liczącej 150-tysięcy diaspory tybetańskiej. Tybetańczycy nie mogli głosować w Nepalu, gdzie mieszka ich 20 tys., ponieważ władze stolicy (Katmandu) uległy presji Chin.



Nowy premier wybrany. Dalajlama pozostanie nadal duchowym przywódcą

Lobsang Sangay, jest prawnikiem w zakresie prawa międzynarodowego i praw człowieka, absolwentem Harvardu. Sangay urodził się w północno- wschodnich Indiach, nigdy nie był w Tybecie. W wyborach pokonał dwóch kandydatów- przedstawiciela Dalajlamy w Nowym Jorku i wielokrotnego ministra rządu na uchodźstwie. Wybrało go około 85 tys. wyborców w 13 krajach. Premier rządu, który nosi tytuł Kalon Kirpa jest obecnie wybierany w wolnych, demokratycznych głosowaniu. W przeszłości Sangay był przywódcą międzynarodowego Kongresu Młodzieży Tybetańskiej, który optował za uzyskaniem przez Tybet pełnej niepodległości. W 2001 roku w Tybecie przeprowadzono pierwsze wybory, które wygrał 62-letni Lobsang Tenzin. Rolę głowy państwa zgodnie z tradycją pełni Dalajlama, XIV, który zainicjował demokratyzację rządu. Nadal będzie on charyzmatycznym przywódcą mieszkańców Dachu Świata. Przed głosowaniem to on desygnował premiera oraz ministrów.

Czy Tybetańczycy w Tybecie zgadzają się na to, by władzę sprawowały Chiny? Tybet vs. Chiny

Dalajlama chce wzmocnić system świeckiej administracji, gdy zabraknie charyzmatycznego lider. Po śmierci lamy zgodnie z tradycją buddyjską trzeba odnaleźć dziecko - jego następcę, które trzeba kształcić przez ok. 20 lat. To jeden z czynników natury historycznej, które powodują, że Tybet był taki słaby. Dalajlama domaga się również od Parlamentu zmiany konstytucje na uchodźstwie. Reformie ma zostać poddany system teokratyczny z lamą jako liderem.
Centralny Rząd Tybetański, którego siedziba znajduje się w Dharamsali w Indiach, nie jest oficjalnie uznawany, jako polityczna władza Tybetu, ani przez władze Chin, w których granicach Tybet się obecnie znajduje, ani przez żaden inny rząd na świecie. Przedstawiciele tego rządu zajmują się koordynacją pomocy udzielanej Tybetańczykom przez międzynarodowe organizacje humanitarne. Ponadto za zgodą Indii funkcjonuje jako samorząd dla ok. 120 tys. tybetańskich uchodźców zamieszkałych w Indiach i w innych krajach. Pełni także rolę centrali informacyjnej -wspiera Dalajlamę w jego działaniach do wynegocjowania z rządem Chin rzeczywistej autonomii dla Tybetu.
Władze w Pekinie w reakcji na wybór następcy Dalajlamy XIV ogłosiły, że nie uznają tybetańskiego rządu na uchodźstwie, traktując go jako nielegalną organizację. "Tak zwany tybetański rząd na uchodźstwie jest nielegalną organizacją polityczną, utworzoną za granicą przez Dalajlamę, by angażować się w działalność niepodległościową Tybetu. Żadne państwo świata nie uznaje tej organizacji"- tak brzmiał komentarza rzecznik chińskiego ministerstwa spraw zagranicznych Hong Lei na konferencji prasowej w Pekinie. ( źródło: PAP, Rząd Tybetu na uchodźstwie jest nielegalny, Gazeta Wyborcza, 28.04. 2011).
Chińska Republika Ludowa uważa, że Dalajlama XIV jest niebezpiecznym separatystą, który ponosi odpowiedzialność za wywoływanie niepokojów w Tybecie. Tanzin Gjaco, dementuje pomówienia dotyczące jego rzekomego wspierania przemoc i podkreśla, że dąży przede wszystkim do uzyskania przez Tybet prawdziwej autonomii.
Dalajlama jest dla Tybetańczyków głosem ich poglądów, z jego przesłaniem utożsamia się 97 % mieszkańców Tybetu. Chiński system oparty jest na micie o całkowitym poparciu ludu. Władza domaga się od Chińczyków i Tybetańczyków potwierdzenia oddania Partii Komunistycznej. Kwestia ta stanowi słaby punkt chińskiego systemu. Tybetańczycy nie stanowią nawet połowy procenta chińskiego społeczeństwa. Jednak ich przewaga polega na tym, że mogą nie uznawać takiej polityki. Chiny nie zgodzą się bowiem na połączenie wszystkich tybetańskich ziem. Bliższe chińskiej wizji są zabiegi Dalajlamy o niezależność rozwiązań dotyczących kultury i edukacji. Kultura tybetańska jest zagrożona przez takie działania Chin jak np.: polityka imigracji z wykorzystaniem czynników ekonomicznych, która polega na zachęcaniu Chińczyków do przenoszenie się do Tybetu. Co więcej, negatywnie przedstawia się polityka edukacyjna, która pierwszeństwo przyznaje językowi chińskiego. Co stanowi poważne zagrożenie dla tybetańskiej kultu. Chińczycy prowadzą z Tybetem politykę gry w rosyjską ruletkę. Nie uznając kompromisów, nie zważając na drugą stronę chcą zyskać jak najwięcej. Taka taktyka w szerszej perspektywie czasowej przy podjęciu nieodpowiednich przedsięwzięć uniemożliwi Chinom proces komunikacji na arenie międzynarodowej.

W cieniu arabskich rewolucji



Arabska wiosna ludów wywołała zmiany większe niż można było się spodziewać, a ich skutki na zawsze odmienią region Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Tym bardziej, że zryw społeczeństw arabskich trwa nadal, obejmuje coraz to nowsze rejony i nic nie zapowiada tego, że w najbliższym czasie zostanie w pełni stłumiony. W tym przepełnionym chaosem oraz niestabilnym regionie, wydawać by się mogło, że Izrael pozostaje ostatnim bastionem spokoju, któremu nie grozi żadna rewolucja, a państwa sąsiadujące zajęte są wewnętrznymi problemami. Jednakże sytuacja Izraela rysuje się zupełnie inaczej – skutki przemian w krajach arabskich mogą nieść poważne i niespodziewane konsekwencje dla izraelskiego państwa, tym bardziej, że wzbudziły one zainteresowanie Zachodu kwestią palestyńską.

Izrael – Egipt

Hosni Mubarak, który był władcą Egiptu do 11 lutego 2011 r., był pragmatycznym przywódcą i utrzymywał poprawne relacje z Izraelem. Jednak sytuacja zmieniła się diametralnie po obaleniu Mubaraka. Władze Izraela od początku się tego spodziewały, dlatego były sceptyczne wobec przemian w Egipcie, a widok wiwatujących tłumów, cieszących się z obalenia reżimu, wzbudzał w nich tylko niepokój. Najbardziej widocznym dowodem na pogorszenie relacji na linii Egipt – Izrael są ataki na terminal gazowy al Sabil. Od momentu obalenia Mubaraka ataki na ten strategiczny rurociąg, w wyniku których dostawa surowca została zablokowana, miały miejsce już dwa razy, a wcześniej było to nie do pomyślenia. Jednakże państwo izraelskie może obejść się bez egipskiego gazu, ważniejszym problemem ze strony Egiptu są paradoksalnie powszechne wybory i wprowadzenie prawdziwej demokracji, ponieważ jeśli do nich dojdzie na pewno wygra Bractwo Muzułmańskie, a wówczas bardzo prawdopodobnym scenariuszem jest zerwanie traktatu pokojowego z 1979 r.

Izrael – Syria

Egipt to nie jedyny problem Izraela. Rebelia w Syrii przybiera coraz bardziej na sile, duży udział ma w niej Bractwo Muzułmańskie, które zamierza także objąć władzę w Egipcie. Państwo izraelskie już obawia się, że Baszir Asad – prezydent Syrii zostanie obalony, a do władzy dojdą fundamentaliści islamscy. Oczywiście Baszir Asad nie jest najlepszym sprzymierzeńcem, ale przynajmniej dzięki niemu Izrael utrzymuje poprawne relacje z Syrią i może nie obawiać się zagrożenia ze strony tego kraju. Zatem chociaż prezydent Syrii jest jednym z najbliższych sojuszników Iranu, wspiera Hezbollah, to mimo wszystko władze izraelskie wolą świeckiego, przewidywalnego przywódcę, niż fanatycznych islamistów.

Izrael – Palestyna

Ponadto odżyła kwestia niepodległości Palestyny i zaczyna ona przybierać realne kształty. Zdaniem Mahmuda Abbasa – prezydenta Autonomii Palestyńskiej, Palestynę gotowych jest już uznać 130 krajów ONZ, a spodziewa się on, że ta liczba wzrośnie. Na uwagę zasługuje fakt, że wśród tych państw znajdują się nawet Francja i Wielka Brytania. Przyjmuje się, że palestyńskie państwo powstanie już we wrześniu 2011 r. Taką datę podawał już wcześniej Barack Obama i ten termin wyznaczył także bliskowschodni kwartet (USA, UE, Rosja i ONZ). Bardzo prawdopodobne, że Zachód obserwując wydarzenia na Bliskim Wschodzie, poprzez gotowość uznania Palestyny jako niepodległego państwa, chce zapobiec ewentualnym wybuchom rebelii w Autonomii Palestyńskiej. Ta sytuacja powoduje ogromne niezadowolenie po stronie Izraela, który nie chce nawet słyszeć o tym, że obce mocarstwa narzucą granice dla nowego państwa (idzie tu o granice sprzed 1967 r.), tym bardziej, że po stronie palestyńskiej mieszkają Żydzi, którzy są przerażeni tym, że mieliby stać się obywatelami Palestyny.


Rewolucje w krajach arabskich doprowadziły do tego, że Izrael nie może czuć się bezpieczny. Wprowadzenie demokratycznych procedur w sąsiednich państwach – Egipcie i Syrii może przyczynić się do zwycięstwa Bractwa Muzułmańskiego, które żąda powrotu do zasad Koranu i szariatu. Ponadto świat wyraża chęć uznania Palestyny, co oznacza dla Izraela utratę części terytorium oraz w pewnym sensie utratę autorytetu, ponieważ w przypadku uznania przez większość krajów ONZ niepodległości Palestyny utraci on to, do czego rościł sobie prawo przez wiele lat.

I żyli długo i (nie)szczęśliwie?



100 funtów brytyjskich. Tyle można wygrać w zakładach bukmacherskich w Wielkiej Brytanii, stawiając jednego funta na to, że Kate Middleton porzuci jutro przed ołtarzem księcia Williama – drugą osobę po swoim ojcu w kolejce do tronu Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Wydarzenie zostało już okrzyknięte ,,ślubem stulecia”, w transmisjach telewizyjnych ma je obejrzeć ponad 2 miliardy osób na całym świecie, a rodzina królewska szczerze liczy na to, iż będzie to niepowtarzalna okazja do odbudowania jej wizerunku i zaufania wśród coraz bardziej sceptycznego społeczeństwa brytyjskiego. Prywatne życie księcia Williama od dawna wzbudzało niemałe zainteresowanie ze strony mediów. Każdego roku wiele młodych kobiet było wymienianych jako potencjalne partnerki Williama. Nie dziwi więc fakt, iż wydarzenie przesłoniło wszelkie inne w Wielkiej Brytanii. Ślub może choć na chwilę zmienić obraz rodziny królewskiej, która w ostatnich latach skupiała na sobie uwagę przede wszystkim za sprawą licznych skandali obyczajowych.

Jaki ojciec taki syn?

Rodzina królewska nie jest raczej wzorem cnót i bezwzględnie przestrzeganych norm obyczajowych. Minęły czasy, gdy rozwód w brytyjskiej rodzinie królewskiej był czymś niesłychanym. W połowie lat 70. miłosne skandale księżnej Małgorzaty, siostry obecnej królowej, poważnie podważyły reputację monarchii. Spośród czwórki dzieci Elżbiety II trójka to rozwodnicy, jedynie małżeństwo najmłodszego księcia Edwarda trwa dotąd. Wybitnie ,,błyskotliwy” w tej kwestii był swego czasu następca tronu – Karol. Jego miłosne perypetie z Camillą Parker – Bowles w czasie małżeństwa z Dianą były nie lada pożywką dla prasy. Doprowadziły również do tego, że stał się jednym z najmniej popularnych członków rodziny królewskiej. Jednak w tej konkurencji ma poważnego konkurenta. Książę Andrzej, bo o nim mowa, czwarty po Karolu i jego dwóch synach, pretendent do tronu, wydaje się obecnie najbardziej kontrowersyjną postacią w rodzinie. W zeszłym miesiącu brytyjska prasa pisała o znajomości księcia Yorku z jednym z synów Muammara Kaddafiego. Jego bliskim znajomym był też amerykański biznesmen Jeffrey Epstein, skazany w USA za kontakty seksualne z nieletnimi prostytutkami. Mimo licznych skandali książę Andrzej, który jest pełnomocnikiem brytyjskiego rządu ds. handlu zagranicznego ma duże poparcie gabinetu Davida Camerona, który twierdzi, że wykonuje on ,,kluczowe zadania dla brytyjskiego biznesu”… O podobnych skandalach w rodzinie królewskiej można pisać w nieskończoność. Czy możliwe by książę William był inny niż jego ojciec, kuzyni i przodkowie? To nie jedyne pytanie, na które będzie starała znaleźć odpowiedź jego przyszła żona.

,,Wasza Królewska Mość” czy ,,Ma’am”

Nie proste będzie także dostosowanie się przyszłej małżonki do rozlicznych zasad i norm obowiązujących w rodzinie Windsorów. Podczas spotkania z królową należy zwracać się do niej podczas prezentacji ,,Wasza Królewska Mość”, dopiero później ,,Ma’am”. Poza tym królowa lubi przezroczyste, plastikowe parasolki, nie znosi brązowych garniturów, lubi gdy mężczyźni są w ciemnych ubraniach, nie znosi gdy ktoś karmi jej psy. Wielu Brytyjczyków uważa, iż Kate., której drzewo genealogiczne sięga ,,tylko” 1500roku, jest znacznie lepiej przygotowana do przejęcia tych zwyczajów, niż swego czasu Diana Spencer. Świadczy o tym m.in. fakt, że po rozstaniu z księciem 2007 roku, pokazała raczej powściągliwość i klasę, nie szukając rozgłosu czy publicznej litości wśród mediów.

Czy miłość Kate i Williama wystarczy aby przetrwać najtrudniejsze dla związku próby, dowiemy się w najbliższej przyszłości. Londyńscy bukmacherzy są dobrej myśli i szacują, iż królewskie ,,żyli długo i szczęśliwie” w tym przypadku potrwa przynajmniej pięć lat. Młodzi, którzy jeszcze ślubu nie mają,są jednak bardziej przezorni i już spisali intercyzę szczegółowo określającą warunki ewentualnego rozwodu…


środa, 27 kwietnia 2011

Kolejna wpadka prezydenta


Podczas spotkania z gimnazjalistami z Ożarowa Mazowieckiego prezydent Bronisław Komorowski stwierdził, iż konstytucja 3 maja była "drugą na kontynencie europejskim konstytucją nowoczesną". Czy ta niefortunna wypowiedź to tylko przejęzyczenie czy może dowód ignorancji ze strony głowy państwa?

Zaproszenie na majówkę

Celem, wystosowanego przez prezydenta w ubiegłą środę, zaproszenia na „Majówkę z Polską” było bez wątpienia wezwanie do kultywowania tradycji i krzewienie tak modnej ostatnio „świadomości historycznej" rodaków. Tymczasem, nieopatrznie, stało się ono impulsem do posądzania Komorowskiego o brak elementarnej wiedzy dotyczącej historii naszego kraju. Konstytucja 3 maja była bowiem drugą na świecie i PIERWSZĄ w Europie nowoczesną ustawą zasadniczą. Pomyłka prezydenta nabiera szczególnego znaczenia, jeżeli weźmiemy pod uwagę, iż jest on z wykształcenia historykiem(!), a informacje o konstytucji 3 maja stanowią postawę programową uczniów szkoły podstawowej.

Prezydent to też człowiek


Doradca prezydenta, Jan Lityński, traktuje wypowiedź Komorowskiego w kategoriach przejęzyczenia i nie uważa, że mogła być w jakimkolwiek stopniu deprymująca. Sądzi również, iż pomyłka ta „nie świadczy o polityce prezydenta”. W końcu prezydent, jak każdy z nas, ma prawo do potknięć.

Podobnego zdania jest szefowa biura prasowego kancelarii prezydenta, Joanna Trzaska-Wieczorek. Zapewnia ona, iż Komorowskiemu chodziło o to, że konstytucja 3 maja była drugim takim aktem na świecie.

Nie śmiej się, dziadku, z czyjegoś wypadku...

Coraz częstsze gafy Komorowskiego mogą stanowić mocny argument w rękach zwolenników poprzedniego prezydenta. Lech Kaczyński niezwykle często był krytykowany za swoje liczne wpadki, szczególnie przez członków Platformy Obywatelskiej. Wiele osób twierdziło, iż świadczą one o jego nieudolności, a nawet uzasadniało nimi tezę, iż Kaczyński nie nadaje się na stanowisko, które piastuje. Czy teraz PO będzie równie sumiennie i złośliwie wytykać wpadki obecnego prezydenta?

Wpadki ponad podziałami partyjnymi

Jeżeli owe niefortunne zdarzenie z udziałem prezydenta Komorowskiego miałoby prowadzić do wyciągnięcia jakiegoś konstruktywnego wniosku, mogłaby być nim konkluzja, iż nie można przypisywać członkom określonej partii, większej lub mniejszej skłonności do popełniania gaf. Wpadki, zarówno o charakterze politycznym, jak i obyczajowym, mogą przydarzyć się każdemu, niezależnie od przynależności partyjnej czy ideologicznej. Czynnikami, które powodują, że dana osoba ma większą szansę, by ustrzec się przed popełnianiem faux pas, zdają się być raczej: stan posiadanej wiedzy, poziom inteligencji i kultury osobistej, znajomość zasad savoir-vivre’u, poczucie taktu oraz zwyczajne ludzkie szczęście.

Huntingtonowski „problem kata” na scenie polskiej


Rok 1981

13 grudnia 1981 roku to bezsprzecznie nieszczęśliwa data w historii Polski. Wtedy to gen. Wojciech Jaruzelski ogłosił wprowadzenie stanu wojennego, czego konsekwencją stały się nie tylko liczne aresztowania, lecz również zakaz strajków, powszechna cenzura czy chociażby często wspominana przez starsze pokolenie tzw. godzina policyjna.

Jednak data ta stała się także początkiem największej tragedii okresu stanu wojennego - zajść w kopali KWK „Wujek” w Katowicach. Nikt jeszcze wtedy nie spodziewał się, że aresztowanie Jana Ludwiczaka pociągnie za sobą śmierć 9 osób.

14 grudnia górnicy na znak protestu zrezygnowali z pracy domagając się tym samym zwolnienia z aresztu swego kolegi – Jana Ludwiczaka. Ówczesne władze naturalnie nie przychyliły się do tych żądań. Wręcz przeciwnie, widoczny opór ze strony społeczeństwa tylko zaognił cały konflikt i już dwa dni później oddziały Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej wtargnęły na teren kopalni i w niezwykle krwawy sposób spacyfikowały górników. W wyniku owych starć śmierć poniosło 9 osób, a 21 zostało rannych.

Zdjęcia z pogrzebu zamordowanych górników

Obecnie

Echo tamtych wydarzeń wciąż powraca… 26 kwietnia 2011 roku wyrokiem uniewinniającym zakończono wreszcie długotrwały proces gen. Czesława Kiszczaka. „Katowicka prokuratura oskarżyła Kiszczaka o umyślne sprowadzenie "powszechnego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ludzi", kiedy 13 grudnia 1981 r. jako szef MSW wysłał szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego.” (źródło).

Agnieszka Gzik-Pawlak, córka jednego z górników zabitych w kopalni "Wujek" tak podsumowała rozwiązanie sprawy: „Jest mi bardzo przykro. Po raz kolejny okazuje się, że żyjemy w państwie prawa, ale nie sprawiedliwości, zwłaszcza dla nas maluczkich. Nie chodziło mi nawet o to, żeby poszedł do więzienia, ale o to, żeby uznano jego winę” (źródło)

Rozczarowanie wydanym przez Sąd wyrokiem rozczarowane są nie tylko rodziny ofiar, lecz także politycy: „Generałowie Czesław Kiszczak i Wojciech Jaruzelski są odpowiedzialni moralnie za pacyfikację kopalni "Wujek", nawet jeśli nie poniosą odpowiedzialności karnej”, stwierdził Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz (źródło)

Polski „problem kata”

Jak pokazuje historia, mimo wyroku uniewinniającego, osoba gen. Kiszczaka i tak zostanie na zawsze skazana na ostracyzm społeczeństwa polskiego (przykładem tego zjawiska jest chociażby sytuacja gen. Jaruzelskiego, pod domem którego co rok, w dzień rocznicy wprowadzenia stanu wojennego odbywają się strajki i manifestacje). Ujawnia się w tym miejscu opisany przez Samuela Huntingtona tzw. „problem kata” – mimo, iż przywódcy dawnego systemu zostali rozliczeni ze swych decyzji przez instytucje państwowe, to w oczach opinii publicznej nie są to wyroki słuszne, w związku z czym społeczeństwo dokonuje niejako samoprzyzwolenia na wydanie własnego wyroku. Wtedy to dopiero zostanie przywrócone elementarne zaufanie obywatelskie.

Wszystko więc wskazuje na to, że jedyną szansą na osiągnięcie spokoju i uwolnienie się od oskarżeń społecznych dla gen. Kiszczaka i innych osób stojących dawniej na czele dawnego systemu jest po prostu śmierć. Choć i to nie zwróci życia tym, którzy w 1981 roku polegli w imię solidarności, wartości i walki z uciskiem.



Jak łatwo odebrać biednym rodzinom dzieci ?


Coraz częściej media donoszą o próbach odebrania przez Miejskie Ośrodki Pomocy Społecznej dzieci pochodzących z ubogich bądź borykających się z problemem alkoholowym rodzin. Głównie zabiera się dzieci rodzicom z wykształceniem podstawowym. Urzędników nie interesuje czy dzieci są zadbane, czy dobrze się uczą, czy są kochane. Oczywiście tacy rodzice nie należą do chodzących ideałów, ale równie dobrze pić może tylko jedno z rodziców, a drugie jest poczciwym człowiekiem. Trudno mówić wtedy, że w takim domu panuje jakaś skrajna patologia. Spośród dzieci znajdujących się w ośrodkach wychowawczych może 20% powinno się tam znaleźć, jednak spora część trafia tam za sprawą sfałszowanych wniosków. Nasuwa się pytanie jak w demokratycznym państwie prawa może dochodzić wręcz do porywania w taki sposób dzieci? Młody pracownik MOPS przerażony tym wszystkim, opisuje ten proceder w następujący sposób: „O godzinie dziesiątej wieczór do drzwi puka troskliwa Pani z opieki społecznej, otwiera jej ojciec, który jest oburzony najściem o tak późnej porze. Jego reakcja jest dość nerwowa Pani czuje się obrażona i grozi odebraniem dzieci. Ojciec, jako głowa rodziny nie boi się gróźb urzędniczki, ponieważ to normalny dom bez patologii, więc nie daje się zastraszyć. Nie mieści mu się w głowie, że ktoś może być tak podły tym bardziej, jeśli sam ma dzieci. Pani z opieki ma już po dziurki w nosie zaistniałej sytuacji, więc mści się fałszując kwity. Wpisywane są w nie błędne informacje byle uzasadnić decyzję o odebraniu dzieci. Jeżeli pracownik socjalny podczas wizyty zastał nieporządek to wpisuje brud, bałagan itp. Jeśli zaglądając do lodówki znajdzie puszkę piwa zapada wyrok alkohol. Natomiast gdy w lodówce pusto, to automatycznie dzieci są niedożywione. Rodzice nie maja wglądu do tych kwitów, co pozbawia ich możliwości obrony. Po stracie dzieci tacy ludzie czują się bezradni, załamują się, zaglądają do kieliszka, a to pozbawia ich szansy odzyskania pociech”. Problem w dużej mierze leży w niekompetentnych pracownikach, głównie są to osoby ze średnim wykształceniem np. byłe pielęgniarki. Jednak Ci pracownicy mają wszechstronne znajomości w sądzie rodzinnym, lokalnej policji czy służbie zdrowia, co ma duże znaczenie dla sprawy. Decyzję o odebraniu dziecka powinni wspólnie podjąć policjant, pracownik socjalny i przedstawiciel służby zdrowia. W praktyce wygląda to następująco: pani z opieki dzwoni do policjanta, do ośrodka zdrowia i niezależnie, co konsultanci powiedzą podejmuje decyzję według własnego uznania. Dzieci zabierane są również podczas interwencji policji. Trafiają wtedy do Izby Dziecka wraz z młodocianymi przestępcami. Dla większości z nich to traumatyczne przeżycie, ponieważ zabiera się je przeważnie bez powodu. W domach dziecka sytuacja jest nie lepsza pod dostatkiem jest tylko zabawek, innych rzeczy brakuje. MOPS, który w nazwie ma „pomoc”, powinien ludziom biednym bądź znajdującym się w trudnej sytuacji ze względu na nagły wypadek w rodzinie udzielać ratunku. W sferze materialnej, ale przede wszystkim emocjonalnej, a nie pogrążać odbierając dzieci, gdyż każdy z nas może się znaleźć na życiowym zakręcie. Sejm wprowadził ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Wiele zapisów w tym projekcie jest sensownych i potrzebnych, jednak jednym z absurdów prowadzących do niekontrolowanej samowoli pracowników opieki społecznej jest przepis, który pozwalałby odebrać dziecko rodzicom na podstawie jednoosobowej decyzji pracownika socjalnego. Następnie decyzje takiego pracownika będzie podtrzymywał bądź uchylał Sąd. Jak wcześniej pisałam dzieci będą zabierane rodzicom w wielu przypadkach za sprawą bezpodstawnych decyzji np. po doniesieniach, które są wynikiem zwykłego konfliktu pomiędzy sąsiadami. Wszystko prawdopodobnie zmierza do modelu szwedzkiego, gdzie pracownik socjalny może odebrać dziecko rodzicom, nawet na podstawie skargi samego dziecka, złożonej np. z chęci zemsty na rodzicach, którzy zechcieli dziecko za coś skarcić. Tylko, że tam dzieci trafiają do rodzin zastępczych, a u nas do domów dziecka skąd raczej prędko się nie wydostaną.

wtorek, 26 kwietnia 2011

MĄDRZEJSI O 25 LAT cz.I

Od największej tragedii w historii energetyki jądrowej mija dzisiaj 25 lat. Wspominamy ofiary katastrofy elektrowni atomowej w Czarnobylu. Zagrożenie minęło. Miejsce odwiedzają turyści. Oczywiście nie wszędzie mają wstęp. Pozostały miejsca o podwyższonym promieniowaniu. W końcu upłynęło tylko 25 lat.

Katastrofy nie sposób pominąć podsumowując XX wiek. W XXI w. przeżywamy analogiczne wydarzenia w kontekście Japonii. Może i jesteśmy w innej epoce niż za czasów Czarnobyla, mamy nowocześniejszy sprzęt, jednak awaria w elektrowni atomowej ciągle jest tragiczna w skutkach. Obecnie dużo w mediach mówi się o alternatywnych środkach pozyskiwania energii, potrzebie rozwoju i budowaniu wspólnotowej polityki energetycznej. Jednak ile w tym polityki a ile realnych rozwiązań i niezawodnych procedur?

Solidarny świat skupia się na pomocy ofiarom trzęsień ziemi, które wywołały gigantyczną falę tsunami oraz kolejne eksplozje w elektrowni Fukushimia I (Fukushima Daiichi) 11 marca br. Łańcuch nieszczęść zapoczątkował wybuch wulkanu. Epicentrum znajdowało się około 130 km od wschodniego wybrzeża wyspy Honsiu. Świat obserwuje do dziś zmagania Japończyków wobec skutków niewyobrażalnego nagromadzenia katastrof naturalnych, będących w dodatku mechanizmem zapalnym dla kolejnego łańcucha tragedii. Naród japoński, o głębokich wartościach, bazujących na kolektywizmie, doskonale sobie radzi z nieszczęściami jakie na niego spadają. Można ich stawiać za wzór hartu ducha, niezłomności i odwagi.

Energia atomowa – przekleństwo czy dobrostan?

Rocznica tragedii w Czarnobylu jest jednak również okazją do demonstracji przeciw elektrowniom atomowym. We Francji, Niemczech i Austrii zwracano w manifestacjach uwagę społeczności globalnej na ryzyko pozyskiwania energii tą drogą. W końcu przez resztę roku nie zastanawiamy się skąd mamy w domu to coś co napędza nam przez kabel laptopa albo sprawia, że w nocy nie siedzimy w egipskich ciemnościach. Może warto właśnie dziś pomyśleć samemu nad polityką energetyczną i nie zostawiać wszystkiego do rozstrzygnięcia politykom.

Zrodziła się u mnie ta refleksja, zaraz po tym jak zaczęłam zastanawiać się nad jakością życia w pobliżu elektrowni atomowej. Nad tym czy mieszkańcy Czarnobyla odczuwali niepokój i nerwowo obserwowali reaktory atomowe czy może wielka elektrownia była dla nich „fabryką”, miejscem pracy wkomponowanym w ich codzienne życie. W końcu czy ja mogłabym mieszkać w strefie ryzyka, korzystając jednocześnie z dobrodziejstw jakie produkuje „fabryka” po atrakcyjniejszej cenie.

Aby podjąć taką decyzję potrzebne są oczywiście informacje. Inaczej poruszalibyśmy się w sferze domysłów, mitów stereotypów. Przecież to bardzo nie rozsądnie budować swoją opinię na artefaktach.

W poszukiwaniu niezbędnej wiedzy dotarłam do bardzo ciekawej strony http://www.elektrownia-jadrowa,pl/ opatrzonej dopiskiem „pierwszy portal poświęcony tematyce budowy elektrowni atomowej w Polsce”. Czyżby to był aż tak dziewiczy temat? Super, będzie dobry wpis na bloga!

Więc zaczynam czytać. Otwieram pierwszą publikację. Temat bardzo mnie interesujący: „Trzęsienie ziemi w Japonii – awaria w elektrowni Fukushima”. Znajduję dokładny opis przebiegu tragedii, obecnego stanu reaktorów oraz postępów w ich zabezpieczaniu. Procedury działają. Jest nawet bardzo interesujący przekrój graficzny bloku z reaktorem. Wszystko to uspokaja moje obawy. Nawet zdjęcia po wybuchu nie są już tak straszne. Artykuł jednak ma swoje pierwotne źródło na innej stornie internetowej. Sprawdźmy…[cdn.]


MĄDRZEJSI O 25 LAT cz. II

Ambitna polityka energetyczna Polski

Portal http://www.atom.edu.pl/ ma bardzo atrakcyjną grafikę. Pierwsze co się rzuca w oczy to elektrownia atomowa na tle zielonych połaci oraz błękitu nieba. Oraz zachęcający opis „W Polsce już za kilka lat rozpocznie się budowa pierwszej elektrowni atomowej. Gdzie ona powstanie? Kto będzie właścicielem? Ile zapłaci? Czy okoliczni mieszkańcy popierają budowę?”. Tyle ciekawych pytań, więc… - „Czytaj dalej”. Dużo tekstu, tabele pełne liczb, mapki. Zrezygnowałabym - ale szukam informacji. To wymaga trudu.

Okazuje się, że wszystko zaczęło się od dokumentu Polityka Energetyczna Polski do 2025 r., wydanego przez Radę Ministrów sześć lata temu. Niedawno. Plany są ambitne. W styczniu 2007 r. powołana została nawet specjalna komisja sejmowa d/s energetyki jądrowej. Słusznie, ktoś powinien koordynować działania skoro w 2021 roku ma być oddany do użytku pierwszy blok jądrowy.

Rząd Donalda Tuska zapowiada uruchomienie do 2022 roku pierwszej elektrowni jądrowej, a do roku 2030 według założeń mają powstać elektrownie o łącznej mocy co najmniej 6000 MWe. Szacowane koszty inwestycyjne bez oprocentowania kapitału to 2500 euro. Nie wiedzieć czemu czytając to pomyślałam o autostradach na Euro2012… Ale może reaktory, atom, polityka energetyczna to nie to samo. Nie padną ofiarą cięć budżetowych czy kryzysów na rynkach finansowych. Polska w końcu będzie wzorować się na najlepszych. Elektrownie powstaną na model Fiński z pomocą Francji, jednego z liderów światowej energetyki jądrowej. Będziemy mieć więc nowoczesne, wydajne, bezpieczne elektrownie atomowe. Tylko gdzie?

Odpowiedzi udziela nam Ministerstwo Gospodarki, które 16 marca 2010 r. opublikowało ranking 28 lokalizacji zgłoszonych przez różne samorządy, firmy jako propozycje budowy. Lokalizacje zostały poddane krytycznej ocenione wg 17 grup kryteriów, zgodnych z wytycznymi Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Stosunek społeczności lokalnej do energetyki jądrowej też się do nich wliczał. Słusznie. W końcu nie każdy chce mieszkać pod reaktorem. Trzy najwyżej sytuowane miejsca zajęły kolejno Żarnowiec uzyskujący 65,6 punktów, Warta-Klempicz 59.9 p. oraz Kopań 55.8 p.

Co wiesz na temat energetyki jądrowej w Polsce?

Dowiaduję się także ze strony, że Ministerstwo Gospodarki uruchomiło 3 sierpnia 2010 r. przetarg na opracowanie koncepcji i zrealizowanie kampanii informacyjnej dotyczącej energetyki jądrowej. Kampania już trwa! Do końca 2012 r. ma zostać na nią wydatkowanie 22 mln zł. Tylko na co? Z szumu medialnego informacji edukacyjnych o energii jądrowej nie wyłowiłam. W sumie dopiero teraz, rocznica katastrofy w Czarnobylu dała początek moim poszukiwaniom. Może ignorowałam przekazywaną mi wiedzę. Najlepiej poszukać samemu. I co znajduje? Znajomy „pierwszy portal poświęcony tematyce budowy elektrowni atomowej w Polsce”. Niedobrze, gdzie te 22 mln zł? Może badania opinii społecznej są, aż tak kapitałochłonne. Nie. Tematykę energii atomowej w naszym kraju propagować mają także najpopularniejsze polskie seriale telewizyjne, które wszyscy znamy i kochamy. Będziemy poddawani krypto reklamie podczas odwiedzin na „Sadybie” czy „plebanii”. Działania edukacyjne i informacyjne podejmowane są także przez media np. cykl „Atom dla Polski” w Gazecie Wyborczej bądź przez poszczególne koncerny energetyczne np. „Energetyka Atomowa – nowoczesna i przyjazna” autorstwa Grupy CEZ i Gazety Prawnej.


Czy zamieszka Pan/i w pobliżu elektrowni atomowej?

Jak wskazują badania opinii społecznej przeprowadzone przez Pentor w dniach 21-26 listopada 2008r. na reprezentatywnej grupie Polaków powyżej 15. roku życia, prawie połowa Polaków (47%) uważa, że Polska powinna w najbliższym czasie zbudować elektrownię jądrową, 38%. jest przeciw, a 15% nie ma zdania. Jaka jest Wasza opinia? Ja swoją już wyrobiłam. Należy pamiętać przy określaniu własnego zdania, że „fabryka” energii może stać koło Twojego miejsca zamieszkania. Jesteś na to gotowy?

Badania opinii publicznej wskazują na dużą dywersyfikacje społeczeństwa i nie rozstrzygają sprawy. Wykazują, że budowę elektrowni jądrowej w pobliżu miejsca zamieszkania respondenta, (przy założeniu, że zapewni to tańszą energię, nowe miejsca pracy i rozwój regionu), popiera w sumie 43% z nich, przeciwnego zdania jest 47%, natomiast 10%. nie ma wyrobionej opinii. Jednak to co deklarujemy w sondażach nie zawsze pokrywa się z naszymi działaniami gdy sytuacja hipotetyczna urzeczywistnia się.




poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Euro 2012 – nasz czas na budowę wizerunku. Czy wykorzystany?


Piłka nożna to jeden z najpopularniejszych sportów na świecie i zarazem jeden z najstarszych. Wzmianki o nim pojawiają się już w czasach starożytnych, a potem średniowiecznych. Obecnie ten sport jest reprezentowany przez ponad 270 mln (wg FIFA) zawodników i zawodniczek z całego świata. To również niezliczona rzesza kibiców. Rok 2012 spowoduje, że oczy sporej części z nich będą zwrócone na Polskę i Ukrainę, a wszystko oczywiście za sprawą Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej. Przygotowania już dawno ruszyły, jednak w głównej mierze są to inwestycje w infrastrukturę, a czy to aby na pewno wystarczy?

Czego od Euro 2012 oczekują Polacy?

Według badań przeprowadzonych przez Centrum Badań Opinii Społecznej Euro 2012 – nadzieje i obawy, Polacy przede wszystkim w organizacji Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej dopatrują się możliwości rozwoju infrastruktury i turystyki w Polsce (odpowiednio 90 i 88 proc.). Następnymi wskazywanymi korzyściami są: dalszy rozwój gospodarczy (78 proc.), umocnienie stosunków z Ukrainą (również 78 proc.), wzrost znaczenia naszego kraju w Europie (74 proc.), a także poprawa jakości polskiego sportu (66 proc.). W moim odczuciu brakuje tu istotnego czynnika jakim jest kształtowanie stałego, dobrego obrazu Polski w oczach mieszkańców innych państw, a dokładniej budowa marki Polska. Oczywiście, markę tworzy się latami, ale czy już dziś nie powinniśmy pomyśleć o budowie wizerunku Polski i postawić na komunikację (nie koniecznie drogową)?

Kwesta strategii

Niestety nie położono do tej pory nacisku na budowę spójnej strategii mającej na celu kształtowanie wizerunku Polski. Co prawda pojawiły się próby. Kwestię tą podnosiła spółka PL.2012 już w 2009 roku, jednak jej działania zostały zaniechane. Podjęto trud analizy sytuacji bieżącej, a mianowicie stwierdzono, że Polska kojarzy się… z niczym. Twórcy niedoszłej strategii wybadali, iż 5 cech, które najlepiej kojarzą się z Polską to: gościnność, religijność, przywiązanie do tradycji, Polacy są również ładni/przystojni i rodzinni. Nijak ma się to atrybutów, jakie chciano wykorzystać w komunikacji: witalność, kreatywność i odwaga działania. Planowano między innymi wykorzystanie obecności Polski w mediach europejskich, chciano postawić na bezpośrednie doświadczenie kibiców i innych gości, pokazać, że tak naprawdę jest po co do nas przyjeżdżać. Pojawił się również pomysł wykorzystania jednej z naszych „cech” – chciano wzmacniać i pokazywać postawy identyfikacji narodowej, przy jednoczesnym zaznaczaniu otwierania się na inne narody. Cóż założenia były całkiem ambitne, jednak znów spełzło na niczym. A czas ucieka…

Więc jak będzie?

Czy możliwe jest wypracowanie jakiejś konkretnej narracji? Czy tak naprawdę wiemy, co chcemy o nas opowiedzieć innym? Jak sprawić, aby do nas wracano i dobrze o nas mówiono? Na wstępie konieczne jest skoordynowanie działań i to na poziomie rządowym. Ktoś konkretny powinien być za to odpowiedzialny i coś konkretnego robić. Nie sposób przecież nie zauważyć, iż tak naprawdę wzmianki o Euro nawet w polskich mediach pojawiają się jedynie okazjonalnie, a to przy okazji problemów z przetargami dotyczącymi budowy stadionów, a to przy okazji zachowań polskich kibiców na meczach u sąsiadów (mecz Polska – Litwa odbywający się w Kownie). Nie widać również zainteresowania pośród Polaków w kwestii budowy naszego wizerunku. A przecież jakoś należy zacząć wreszcie działać, aby kibice goszczący u nas nie zapamiętali Polski jako kraju, w którym jedynie obficie leje się bezbarwny trunek, gdyż mamy naprawdę wiele do zaoferowania.