"Czy Polska powinna mieszać się do wydarzeń mających obecnie miejsce w Afryce?"
Temat dość medialny i gorący. Można rzec – na topie. W obliczu prezydencji Polski we wspólnotach wydaje się to być całkowicie uzasadnione.
Jak bowiem można być neutralnym bądź nie mieć zdania na temat wydarzeń, które obserwuje cały świat? Tym bardziej, że chodzi przecież o tak wzniosłe cele jak demokratyzacja i walka o prawa człowieka. Unia Europejska powinna przecież zabrać głos, a nawet powziąć bardziej doniosłe działania w tej sprawie. Szczęśliwie, a może bardzo niefortunnie, to właśnie Polska jako głowa wspólnot będzie musiała nieść brzemię podjętych teraz decyzji. Szczęśliwie czy nie – czas zweryfikuje każdą decyzję i każde obecnie prowadzone działanie bardzo surowo.
Spróbujmy jednak przedstawić najbardziej prawdopodobne scenariusze zachowania Polski jako głowy UE. Zatem:
a)Polska może być neutralna, omijać temat;
b)Polska może oficjalnie poprzeć demokratyzację mającą miejsce w Afryce;
c)Mało prawdopodobne, aby Polska skrytykowała czwartą falę demokratyzacji, gdyż zapewne wywołałoby to skandal, a nie jesteśmy raczej narodem z politycznymi skłonnościami samobójczymi.
Zastanówmy się jakie konsekwencje może spowodować przyjęcie i realizacja któregoś z powyżej przedstawionych scenariuszy.
Neutralność może świadczyć o słabości (nie chcemy się mieszać, bo się boimy). Jeżeli będziemy neutrali to spotka nas fala krytyki, bo jak przecież państwo, które stoi na czele Unii Europejskiej, a zatem najwyższej formy przejawu integracji i demokratyzacji na naszym globie, może nie mieć zdania na temat szerzenia na świecie idei demokracji i wolności? Zachowanie neutralności oznaczać może też nijakość i brak tej iskry, charyzmy, a prezydencja w Unii Europejskiej jest przecież swoistą okazją na pokazanie się w Europie i świecie.
Plusem zachowania neutralności będzie natomiast to, że mimo ostrej reprymendy, jaką dostaniemy z początku, w późniejszych latach, gdy już cała afera związana z demokratyzacją w Afryce (i kto wie czy tylko tam?) ucichnie i być może okaże się, że wprowadzenie ustrojów demokratycznych w tych regionach nie było do końca trafne, nie spotka nas krytyka i zarzuty, że przyczyniliśmy się jako Polska i jako głowa UE do zniszczenia "starej kultury" i ustroju tych państw.
Ważne jest także, że zachowując neutralność nie "podpadniemy" takim gigantom jak np. USA.
Gdy zaś zdecydujemy się poprzeć demokratyzację państw afrykańskich oczy świata zwrócą się ku nam. Im odważniej i bardziej bezpośrednio będziemy mówili o szerzeniu demokracji, tym mocniejszym państwem będziemy się wydawać. Pytanie natomiast, jakie reakcje może to spowodować? Stany mogą się zdenerwować, bo ropa... Francja może się ucieszyć, bo też ropa... Inne krają mogą nas podziwiać za odwagę i siłę, inne zazdrościć, a jeszcze inne krytykować za "wtykanie nosa w nie swoje sprawy". Jako propagator szerzenia demokratyzacji możemy stać się wrogiem numer 1 dla wszystkich nie-demokratycznych państw. Możemy więc dużo stracić, a ciekaw jestem czy w obliczu jakiegoś większego konfliktu któreś z państw obecnie popierających rewolucje afrykańskie byłoby gotowe nieść nam pomoc, dajmy na to, militarną?
Kontynuując wyżej przywołaną myśl zastanówmy się co mogłoby się stać, gdyby za kilka(naście) lat świat uzmysłowiłby sobie, że wtrącanie się i popieranie rewolucji wśród państw Afryki Północnej wcale nie doprowadziło do niczego dobrego i wcale nie poprawiło sytuacji ludności tych krajów. Nie chcę być posądzony o jakieś totalitarne ciągoty i sympatie (broń Boże!), ale istnieją pewne kategorie ludzi, którzy lubią "być rządzeni" i tylko w takich warunkach w pełni się spełniają. Jeżeli na taką kategorię człowieka składa się historia, głeboko zakorzeniona w społeczeństwie kultura i inne czynniki gotów jestem zaryzykować stwierdzenia, że Egipcjanie czy Libijczycy mogą nie umieć się odnaleźć w demokracji. Głosy krytyczne mogą teraz powiedzieć: "zaraz, zaraz, a co z Polską? Przecież też byliśmy nie-demokratyczni, a jednak dajemy sobie w miarę dobrze radę z tą demokracją już od kilku dobry lat!" - to prawda, ale już odpowiem, że Polska wcześniej była krajem niepodległym, z dość długą historią. Kilkakrotnie traciliśmy i odzyskiwaliśmy niepodległość (wojny ze Szwedami, zabory, itp). Co zatem z tego wynika? Otóż to, że nie wolno nam porównywać państw, które są tworami sztucznych i odgórnie narzuconych podziałów, które zrodziły się w głowach kolonizatorów z Francji, Wielkiej Brytanii czy Portugalii z historią państw, których obywatele mają silne poczucie tożsamości narodowej. Po raz kolejny zaryzykuję stwierdzenia, że aby demokracja mogła dobrze funkcjonować na terenie kontynetu afrykańskiego trzeba by najpierw usunąć większość granic państw i pozwolić samej ludności zadeklarować się do którego z państw chce należeć. Byłoby to jednak ryzykowne, gdyż mogła by zaistnieć sytuacja typu "co plemie to państwo"... Z drugiej zaś strony pamiętajmy, że naturalna forma powstawania państw to właśnie oddolne formowanie poprzez podziały i często (niestety) krwawe wojny. Teraz spuentuję cały akapit: jeżeli przez setki lat bronimy swojego państwa jako pewna wspólnota przed różnymi najeźdzcami to mamy wykształcone poczucie narodowości i staramy się poprzez demokratyczne akty decydować jak najlepiej dla naszego państwa, jeżeli zaś jesteśmy tylko "narysowanym na mapie" państwem, bez tego wewnętrznego poczucia jedności narodowej, ciężko będzie nam demokratycznie władać państwem, skoro nie czujemy się jego obywatelami.
Krytykując demokratyzację w Afryce można podważyć nieco samą ideę demokracji jako pożądanego i w pełni prawidłowego ustroju. Już starożytni wielcy myśliciele jak Platon czy Arystoteles krytykowali demokrację ukazując ją jako zdegenerowaną formę rządów. W zasadzie demokracja służy najbardziej przeciętnym i słabym jednostkom. Badacze twierdzą, że natura na przestrzeni miliardów lat tworzy coraz to nowsze formy życia eliminując przy tym ich wady i ciągle je udoskonalając na drodze ewolujcji. Dlaczego więc u żadnego gatunku zwierząt na świecie nie ma czegoś takiego jak demokracja? Mrówki dają sobie świetnie w przyrodzie radę wykonując polecenia królowej, podobnie mają pszczółki czy wilki itp. Biorąc pod uwagę wszystkie przedstawione powyżej czynniki bardzo łatwo podważyć poprawność demokracji. Nie chcę też bronić i usprawiedliwiać tyranii. Ale może należałoby się rozejrzeć za jakimś złotym środkiem specjalnie dla państw afrykańskich? Na przykład mądra monarchia, technokracja? Myślę, że kraje jak Egipt i Libia potrzebują czegoś pośredniego, czegoś, co przygotowałoby mieszkańców tych krajów do życia w demokracji, która przecież jest tak samo niebezpieczna i "kaleka" jak sama tyrania...
Podsumowując należy powiedzieć, że zapewne w czasie trwania naszej prezydencji przyjdzie nam mówić głosem UE, a nie głosem Polski. Głos ten będzie popierał demokratyzację krajów afrykańskich. Dopiero czas pokaże czy te kraje rzeczywiście tego potrzebują i są w ogóle zdolne do przyjęcia demokracji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.