TV teatralizuje politykę, spłaszcza ją i zmienia w rozrywkę, politainment. Co nie znaczy, że wyłącznie ogłupia publiczność, czyniąc z niej apolityczną, bierną masę.
Mediokracja angażuje się, w swój sposób upolitycznia widownię, poprze wyostrzanie stanowisk, polaryzację i budowanie drastycznych antagonizmów. Inscenizując frontalny atak na „nierobów” z klasy politycznej, zachęca zarazem do antypolityki. Media łatwo budują bezpośredni stosunek zaufania pomiędzy wyborcą a liderem, pokazując, że to swój chłop, opiekun, a trochę może ojciec chrzestny. Reagan zasiadający w klasie szkolnej z zatroskaną miną zaraz po uchwaleniu drastycznych cięć w szkolnictwie; Putin z osmalonymi brwiami wydający polecenia, jak gasić pożar lasu. Inscenizacja wydarzeń politycznych zbliża się do reality show, w której fikcja jest bardziej realna niż rzeczywistość.
U nas w czasie telewizyjnego pojedynku kandydatów na prezydenta to samo wrażenie miało stworzyć pytanie o cenę jabłek. Jeśli któryś jej nie zna, znaczy, że nie należy do „nas”, lecz do „nich”, bo nie stoi w kolejkach, więc jest oderwany od życia.
Demokracja telewizyjna doskonale posługuje się obrazem, ma jednak problem ze słowem. Zwraca się do widowni masowej i chce się jej przypodobać. Wydarzenia medialne kierują się prostą logiką. Przykuć uwagę. Ściągnąć prominentów. Spersonalizować konflikt. Dodać efekt zaskoczenia. Pamiętać o krótkim czasie trwania widowiska. Stąd: dramatyzacja, łatwa narracja, walor rozrywkowy.
Media elektroniczne żyją z konfliktu. Polityka natomiast, z kompromisu, w którym każdy z partnerów coś zyskuje, coś traci, czasem także twarz.
Media jednak maja wybór. Mogą ignorować teatralną ofertę polityki. Dementować ją. Wskazywać sedno spraw. To jednak wymaga kompetencji i czasu, a poza tym wiąże się z ryzykiem popadnięcia w niełaskę polityków, odcięcia od źródeł informacji, a nawet nękania przez prawników.
Jednak taka polityka to placebo, parawan nadający się jedynie do przesłania problemów nierozwiązanych: bezrobocia, przemocy, ekologii. Z tym że konsumentowi mediów coraz trudniej ocenić, które wydarzenia są pustą inscenizacją, a które wydarzenia są zręczną prezentacją rzeczywiście istotnych problemów.
Wygląda na to, że i politycy, i ludzie mediów zaczynają sobie zdawać sprawę, że w obliczu dramatycznych wyzwań epoki sam politainment to śmiertelna pułapka. Bo czasy są zbyt trudne, by zrobić z nich łatwe widowiska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.