Źródło: fot. AKPA |
Gdzie
leży granica pomiędzy poczuciem humoru, a obrażaniem poglądów? Pomiędzy
wolnością słowa, a respektowaniem wartości? W ostatnim czasie znów rozgorzała
na ten temat dyskusja. Wszystko za sprawą szerokich komentarzy i podziału
opinii publicznej jaki dokonał się po występie kabaretu Limo, w którym jego
lider Abelard Giza odniósł się do osoby Papieża. W reakcji na te wydarzenia grupa posłów PiS zażądała by Krajowa Rada
Radiofonii i Telewizji ukarała TVP2 za emisję wspomnianego programu uznając, że
treść dowcipów obraziła uczucia osób starszych i wierzących. Czy słusznie?
Kabaret czy prowokacja?
Stand up w swoim zamiarze ma łamać
stereotypy, wymykać się cenzurze, śmiać z tego o czym na co dzień mówi się
niechętnie lub wcale. Ale czy to znaczy, że nie ma żadnych granic? Czy żartowanie
z wszelkich wartości i autorytetów jest potrzebne? Czy sprowadzanie każdego
sacrum do profanum jest pozytywne i ku czemu prowadzi? Słowa, które zostały
użyte przez kabaret Limo w kontekście Papieża nie były co prawda zbyt ostre ani
bezpośrednio obraźliwe, ale czy mówienie o oczywistościach w postaci banalnych
żartów kategorii „D” ma być właśnie ostatecznym wyrazem wolności słowa?
Wolność zawsze i wszędzie?
Kuba Wojewódzki w swoim programie podczas
rozmowy z Abelardem Gizą, stwierdził, że wolność słowa to także przyjmowanie
opinii, których dana osoba nie chce słyszeć. Prawda, ale nie zawsze i nie w
każdym przypadku. Jak mówił francuski
myśliciel Alexis de Tocqueville - „Wolność
człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka”.
Każdy ma zatem prawo oczekiwać iż wartości dla niego ważne nie będą przez
innych deprecjonowane. Również
Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej w artykule 196 mówi iż kto obraża uczucia
religijne może podlegać odpowiedzialności karnej. Inna sprawa to fakt, że ten
sam, podobno wielce tolerancyjny redaktor oburzył się słowami Kamila Durczoka,
który po wyborze Papieża „w laickich mediach” stwierdził iż Duch Święty
zdecydował kto został wybrany podczas Konklawe. Zatem odwołanie do Ducha
Świętego w katolickim kraju jest dla niego trudne do przyjęcia, ale żarty z
głowy Kościoła już nie. A przecież Kościół to nie tyle hierarchowie, co
należący do niego lud, a więc zdecydowana większość Polaków czyli też osób do
których kierowany był komunikat.
Bierność czy sprzeciw?
Przeważająca część Katolików wykazując
się sporym dystansem, nie czuje się urażona wspomnianym występem, ale trzeba
też uznać racje tych, którzy poczuli się dotknięci, a wbrew panującemu
medialnemu lobby nie są oni jedynie fanatyczną garstką nierozumiejącą teraźniejszości,
ale całkiem pokaźną grupą. Grupą, która ma prawo oczekiwać, że w telewizji
publicznej, finansowanej z płaconego przez nich abonamentu, żartów z głowy
Kościoła do którego należą nie będą słuchać. A warto pamiętać iż wbrew
powszechnej opinii o laicyzacji społeczeństwa w badaniach CBOS-u z 2008 roku za
Katolików uważa się 93% populacji Polski.
Zatem, choć zachowywanie dystansu do codzienności, spraw podejmowanych w publicznym dyskursie jak też po prostu wykazywanie się poczuciem humoru jest niezwykle istotne, to warto czasem zastanowić się czy nie ważniejsze jest respektowanie uczuć innych osób, nawet tych, których nie do końca się rozumie.
Zatem, choć zachowywanie dystansu do codzienności, spraw podejmowanych w publicznym dyskursie jak też po prostu wykazywanie się poczuciem humoru jest niezwykle istotne, to warto czasem zastanowić się czy nie ważniejsze jest respektowanie uczuć innych osób, nawet tych, których nie do końca się rozumie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.