Program Tomasza Lisa jeszcze do
niedawna zajmował obowiązkową pozycję, w momencie włączania przeze mnie
telewizora w poniedziałkowy wieczór. Obecnie mam o wiele mniej chęci do jego oglądania.
Powolnego obniżania poziomu merytorycznego nie sposób nie dostrzec. Może źle to
wyraziłem - z programu publicystycznego przekształca
się w show prowadzącego. Czyżby Tomasz Lis pozazdrościł Kubie Wojewódzkiemu?
Groteskowo stwierdzając, już niedługo możemy się spodziewać występów a la
wojewódzka „Wodzianka”. No bo przecież dzięki temu oglądalność wzrośnie.
Źródło: www.wp.pl |
Aby lepiej uzasadnić powyższą tezę,
chciałbym przywołać 3 odcinki Tomasz Lis Show. Gościem pierwszego z nich był
bokser Andrzej Gołota. Zaproszony do programu został dzień po walce. Spektakl
iście żałosny. Upokorzony w ringu, kolejny nokautujący cios dostał u Lisa.
Niemiłosiernie opuchniętemu Gołocie trudno było odpowiadać na pytania prowadzącego,
który niemiłosiernie starał się go wypunktować. Wszystko aby tylko zwiększyć oglądalność
dodając wypowiedziom boksera dramaturgii. Tak owszem, niejednokrotnie
dziennikarz sam starał się podsuwać odpowiedzi sportowcowi.
Gościem drugiego odcinka, według
mnie, poniżej poziomu, był były prezydent Lech Wałęsa. Fakt, w jego ustach
wypowiedź, że „homoseksualiści w Sejmie powinni siedzieć za murem” jest co
najmniej nie ma miejscu, by nie nazwać jej skandalem. Lis poszedł dalej
starając się pociągnąć Wałęsę za język i zmusić do użycia mocnych słów.
Prezydent nie dał się sprowokować i prostym zdaniem podsumował całe rozważania:
„homoseksualiści muszą wiedzieć, że są mniejszością i do mniejszych rzeczy się
przystosować, doprowadziliśmy do tego, że ta mniejszość wchodzi na głowę
większości”.
Czarę goryczy przelał odcinek z
Pawłem Kukizem. Atmosfera w studiu telewizyjnej Dwójki chwilami była bardzo
napięta, Kukiz co najmniej zdenerwowany, natomiast prowadzący za wszelką cenę pragnął
wytknąć błędy w rozumowaniu swojego gościa. Można było odnieść wrażenie, że Lis
po raz kolejny wciela się raczej w rolę rzecznika rządu niż obiektywnego
dziennikarza. Cała dyskusja toczyła się oczywiście wokół kwestii wprowadzenia
jednomandatowych okręgów wyborczych. Obaj panowie nie doszli jednak do
konsensusu, ani nawet do merytorycznych wniosków.
Nie wiem jak czytelnicy, ale ja dwa
razy się zastanowię, zanim o 21.30 włączę w poniedziałek telewizor. Chyba nie
warto…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.