środa, 20 marca 2013

Publicystyka wychodzi nam Lisem



           Program Tomasza Lisa jeszcze do niedawna zajmował obowiązkową pozycję, w momencie włączania przeze mnie telewizora w poniedziałkowy wieczór. Obecnie mam o wiele mniej chęci do jego oglądania. Powolnego obniżania poziomu merytorycznego nie sposób nie dostrzec. Może źle to wyraziłem -  z programu publicystycznego przekształca się w show prowadzącego. Czyżby Tomasz Lis pozazdrościł Kubie Wojewódzkiemu? Groteskowo stwierdzając, już niedługo możemy się spodziewać występów a la wojewódzka „Wodzianka”. No bo przecież dzięki temu oglądalność wzrośnie.

Źródło: www.wp.pl
            Aby lepiej uzasadnić powyższą tezę, chciałbym przywołać 3 odcinki Tomasz Lis Show. Gościem pierwszego z nich był bokser Andrzej Gołota. Zaproszony do programu został dzień po walce. Spektakl iście żałosny. Upokorzony w ringu, kolejny nokautujący cios dostał u Lisa. Niemiłosiernie opuchniętemu Gołocie trudno było odpowiadać na pytania prowadzącego, który niemiłosiernie starał się go wypunktować. Wszystko aby tylko zwiększyć oglądalność dodając wypowiedziom boksera dramaturgii. Tak owszem, niejednokrotnie dziennikarz sam starał się podsuwać odpowiedzi sportowcowi.
            Gościem drugiego odcinka, według mnie, poniżej poziomu, był były prezydent Lech Wałęsa. Fakt, w jego ustach wypowiedź, że „homoseksualiści w Sejmie powinni siedzieć za murem” jest co najmniej nie ma miejscu, by nie nazwać jej skandalem. Lis poszedł dalej starając się pociągnąć Wałęsę za język i zmusić do użycia mocnych słów. Prezydent nie dał się sprowokować i prostym zdaniem podsumował całe rozważania: „homoseksualiści muszą wiedzieć, że są mniejszością i do mniejszych rzeczy się przystosować, doprowadziliśmy do tego, że ta mniejszość wchodzi na głowę większości”.
            Czarę goryczy przelał odcinek z Pawłem Kukizem. Atmosfera w studiu telewizyjnej Dwójki chwilami była bardzo napięta, Kukiz co najmniej zdenerwowany, natomiast prowadzący za wszelką cenę pragnął wytknąć błędy w rozumowaniu swojego gościa. Można było odnieść wrażenie, że Lis po raz kolejny wciela się raczej w rolę rzecznika rządu niż obiektywnego dziennikarza. Cała dyskusja toczyła się oczywiście wokół kwestii wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych. Obaj panowie nie doszli jednak do konsensusu, ani nawet do merytorycznych wniosków.
            Nie wiem jak czytelnicy, ale ja dwa razy się zastanowię, zanim o 21.30 włączę w poniedziałek telewizor. Chyba nie warto…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ten wpis czeka na Twój komentarz.