Tadeusz Jarmuziewicz (Fot. Rafał Mielnik / Agencja Gazeta) |
Ostanie dni zdominowała w mediach
sprawa spotkań wiceministra transportu Tadeusza Jarmuziewicza z
przedstawicielami firmy odpowiadającej za wybudowanie polskich autostrad. Problem
ten pokazuje, jak słabo wykwalifikowanych (jeśli w ogóle można mówić o jakichkolwiek
kwalifikacjach) mamy polityków. Wydaję się być wszak rzeczą niemożliwą, aby ciągle
przez lata były oni skłonni popełniać te same błędy. Sądząc jednak po
zachowaniu ministra można odnieść wrażenie, iż w polityce jest od wczoraj, i
uczy się dopiero mechanizmów rządzących dzisiejszymi realiami życia
politycznego.
Ale
o co chodzi?
W całej sprawie chodzi o niejasne
kontakty wiceministra Jarmuziewicza z przedstawicielami firmy Alpine Bau, która
odpowiedzialna jest za budowę odcinka autostrady A1 Świerklany-Gorzyczki (dokładniej
mówiąc chodzi o budowę mostu w Mszanie). Wszystko zaczęło się od publikacji
dziennikarzy RMF FM, którzy podali informację, jakoby minister Jarmuziewicz
wizytując ów problematyczny odcinek autostrady, miał się również spotkać z
przedstawicielami firmy, którzy wspomnianym odcinek się zajmują. Dziennikarze
powołali się przy tym na notatkę śląskiego oddziału GDDKiA, z której wynika, iż
pracownicy GDDKiA mieli nakryć wiceministra i przedstawicieli wykonawcy
inwestycji w jednej z restauracji w Mszanie. Zdaniem pracowników GDDKiA
zachowanie wiceministra Jarmuziewicza mogło wskazywać na to, że jego kontakty z
wykonawcami projektu wykraczają dalece poza relacje czysto formalne. Notatka ta,
a następnie publikacje medialne w związku z tą sprawą stały się podstawą do
interwencji dla Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które postanowiło przyjrzeć się
kontaktom wiceministra z przedstawicielami reprezentującymi interesy firm
budowlanych.
Ktoś
tu kłamie
Zdaniem Tadeusza Jarmuziewicza
notatka sporządzona przez przedstawicieli GDDKiA jest kłamstwem. W wywiadzie z
dziennikarzem Gazety Wyborczej, Piotrem Guzikiem powiedział on, że po wizytacji
mostu w Mszanie udał się do tamtejszego Urzędu Gminy, celem wsparcia wójta gminy w
staraniach o wywalczenie środków od wykonawcy za zniszczenie dróg. Twierdzi on
również, że to wójt był inicjatorem spotkania w restauracji, celem dalszego
kontynuowania rozmów. Finał jest taki, że wiceminister nic nie załatwił,
wykonawcy czyli firma Alpine Bau wycofała się z dalszego kontynuowania realizacji
inwestycji, natomiast sam wiceminister będzie poddany kontroli CBA.
Zatem
o co tak naprawdę chodzi?
Wiceminister tłumaczy całą sprawę
zrzucając winę na GDDKiA w Katowicach. Jego zdaniem przedstawiciele GDDKiA
próbują w ten sposób odwrócić uwagę od swoich błędów. Jak sam mówi:
W końcu rozmawiamy o mnie i mojej wizycie w
Mszanie, a nie o tym, że drogowcy spieprzyli most wart setki milionów złotych,
a to powinien być temat numer jeden. Jest inaczej, więc - jak widać - cel
został osiągnięty.
Pytanie tylko kto w to wszystko uwierzy, i jaki
wizerunek medialny wiceministra Jarmuziewicza zostanie wyborcom w głowach? Czy
naprawdę tak trudno było przewidzieć konsekwencje takiego postępowania, nawet
jeśli faktycznie dotyczyło to jedynie próby pomocy w załatwieniu słusznej skądinąd
sprawy? Czy polityk z 16-letnim doświadczeniem (jak sam wiceminister podkreśla),
naprawdę nie powinien przewidzieć co się stanie, szczególnie, że przecież od
lat żyje w Polsce, w której korupcja i niejasne spotkania ludzi na szczytach
władzy od zawsze są przedmiotem szczególnego zainteresowania mediów, polityków,
jak również samego społeczeństwa. Pozostaje nam zatem czekać na efekty pracy
CBA. Nawet jeśli one nic nie wykażą, bardzo ciężko będzie Panu Jarmuziewiczowi
odbudować nadszarpnięty wizerunek.
W artykule wykorzystano informacje zawarte w materiale Piotra Guzika pt. "Jarmuziewicz: Niszczą mnie by nie mówić o fuszerce GDDKiA" - www.wiadomosci.gazeta.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.