"184 dni na sprawowanie przewodnictwa w Radzie Unii Europejskiej, 4416 godzin na prowadzenie, negocjacji i rozmów, 264960 minut na wzmocnienie polskiej pozycji w Unii Europejskiej."Czy będzie to czas sukcesu czy porażki?
Badania TNS OBOP pokazują, że 33 % Polaków nie zdaje sobie sprawy z tego co stanie się za niespełna cztery miesiące. Nic dziwnego. Póki co media milczą w temacie polskiego przewodnictwa w Unii Europejskiej, ale to milczenie z całą pewnością nie potrwa już długo, bowiem Polska prezydencja w Radzie Unii Europejskiej ma szansę być najważniejszym wydarzeniem w polskiej polityce zagranicznej od czasu wstąpienia Polski w szeregi UE. Przygotowania do objęcia prezydencji trwają, i przybierają coraz bardziej zaawansowany charakter. I bardo dobrze, bo będzie to dla nas swego rodzaju egzamin europejskiej dojrzałości.
Wyzwanie i odpowiedzialność!
Duże wyzwanie przed Polską stawia fakt, że prezydencję będziemy sprawować po raz pierwszy, lecz to nie wszystko, nie można zapomnieć, że będzie to prezydencja według nowych zasad traktatowych. Niesie to za sobą niemałe zagrożenie, bo znikome doświadczenie naszego kraju zostanie skonfrontowane z okresem tworzenia nowych nieformalnych reguł sprawowania prezydencji. W kontekście zmian traktatu lizbońskiego, który bądź co bądź obniża rangę samej prezydencji, może dojść do swego rodzaju rywalizacji kompetencyjnej pomiędzy prezydencją narodową, a urzędem Stałego Przewodniczącego Rady UE.
Cele i korzyści
Największą szansą dla Polski wynikającą z prezydencji jest okazja do wzmocnienia pozycji wśród państw członkowskich, a także do zdobycia nowych doświadczeń i wiedzy. Głównym zadaniem jakie stawia przed sobą Polska dyplomacja to zaprezentowanie państwa jako wiarygodnego i odpowiedzialnego partnera, który nie tylko potrafi osiągać założone cele, ale także skutecznie zarządzać sprawami UE również, a może przede wszystkim w sytuacjach kryzysowych. Jest to szansa na odbudowanie zaufania oraz autorytetu polskiej dyplomacji i przywództwa politycznego. Pozytywnie oceniana prezydencja może zaprocentować we współpracy Polski z instytucjami UE w przyszłości. Dostajemy więc ogromną szansę, rzecz tylko w tym żeby ją dobrze wykorzystać.
Czy jest się czego bać?
Największe obawy budzą nadchodzące wybory parlamentarne, które wypadają w samym środku trwania prezydencji. Jest to potężne zagrożenie dla powodzenia Polskiej prezydencji. Nie możemy zapomnieć, że wtedy oczy całej Europy będą skierowane właśnie na nasz kraj. Ekipa rządząca będzie musiała pogodzić koordynację wszelkich działań w ramach unii z prowadzeniem kampanii wyborczej w kraju. Najgorszy scenariusz to taki, kiedy i rząd i opozycja będzie próbowała ugrać kilka punktów procentowych na prezydencji, zamiast więc wspólnie kreować dobry, pozytywny wizerunek kraju na arenie międzynarodowej, partie będą rzucać sobie wzajemnie tzw. kłody pod nogi. I jeszcze jedno, kraj prezydencji to swego rodzaju mediator i twórca kompromisów dla dobra UE jako całości. Czy skłócona Polska scena polityczna, która nie jednokrotnie sama nie potrafi wypracować kompromisu, będzie w stanie zjednoczyć wszystkie kraje Unii?
A co jeśli się nie uda?
Sukces prezydencji może podnieść naszą rangę na arenie europejskiej i to jest optymistyczne zakończenie. Scenariusz pesymistyczny? Porażka może nas zepchnąć do statusu biernego członka z którego zdaniem nie będą liczyć się największe mocarstwa, z którego zdaniem nie będzie liczył się nikt. Obyśmy w styczniu 2012 roku, podsumowując półroczne zmagania, mogli zapisać nasz kraj na tej samej karcie, gdzie widnieje Finlandia, Dania, Niderlandy i Niemcy, których to prezydencje oceniane są za najbardziej skuteczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.