6 kwietnia rozpocznie się we Włoszech proces Silvio Berlusconiego za płatny seks z nieletnią i nadużycie władzy, grozi mu 12 lat więzienia. W lutym br. przed sądem w Tel-Awiwie rozpoczęła się faza orzekania kary wobec prezydenta Izraela Mosze Kacawa, uznanego przez sąd 30 grudnia 2010 roku za winnego zgwałcenia pracowniczki swojego resortu, kiedy sprawował funkcję ministra turystyki oraz molestowania dwóch pracownic pałacu prezydenckiego, kiedy był głową państwa. Fakty przerażające, acz prawdziwe. Na usta ciśnie się pytanie, dlaczego politycy tak wysokiej rangi, kierujący tak potężnym i skomplikowanym tworem jak państwo, nie potrafią utrzymać własnych rozporków w należytym, „przyzwoitym” porządku? Czy etat prezydenta bądź premiera państwa naprawdę jest tak uciążliwy, by rozładowywać swoje napięcie emocjonalne właśnie w taki sposób – wikłać się w seks –afery? A może wcale nie chodzi o napięcie, tylko właśnie o nadmiar emocji i potrzebę ich rozładowania?
Jak podaje Wawrzyniec Smoczyński w swoim artykule Z pałacu do celi w tygodniku „Polityka” prezydenci i premierzy są skazywani za dwa rodzaje przestępstw: finansowe i seksualne. Te drugie popełniane są zazwyczaj podczas sprawowania urzędu (a nie tak jak te pierwsze, przed objęciem stanowiska), ponieważ do innych przewinień niż seksualne nie mają sposobności. Smoczyński twierdzi, że w takiej sytuacji „pozostają przestępstwa w zaciszu gabinetów i prywatnych rezydencji”, władza natomiast „ekscytuje, nie tylko wielbicielki, ale także samych przywódców, którzy nierzadko stają się bezkarni”.
(nie) Jestem kłamcą
Oczywiście sami zainteresowani bronią się przed zarzutami jak najlepiej potrafią, a właściwie wykorzystują wszystkie możliwe sposoby by odeprzeć od siebie oskarżenia. Sam Berlusconi będzie starał się podważyć legalność procesu, a biorąc pod uwagę to, że udało mu się do tej pory „wywinąć” z kilkudziesięciu aktów oskarżenia, a nawet to, że nie przejął się zbyt mocno publicznymi relacjami z orgii w jego rezydencji, sądzę, że jeśli w ogóle wyrok będzie skazujący ( w co szczerze wątpię), nie będzie on aż tak wysoki, jak to by się mogło niektórym wydawać. Tutaj można mieć jedynie nadzieję na sprawne działanie włoskiej prokuratury, która musiałaby udowodnić Berlusconiemu kłamstwo w sprawie wiedzy na temat wieku dziewczyny oraz jej obecności na orgiach w jego domu. Czy Silvio Berlusconi skończy jak Bill Clinton? Clinton uprawiał seks w Gabinecie Owalnym z praktykantką, ale niemalże do samego końca wypierał się swojej winy, do czasu, aż oczyszczono go z zarzutów. Jeśli by tego nie zrobiono, Clinton zostałby skazany za krzywoprzysięstwo.
Seks-afera czai się wszędzie
Ale nie trzeba być wysokiej rangi urzędnikiem państwowym, by zaplątać się w seks-aferę. Tak naprawdę takich afer jest setki, jak nie tysiące. Oczywiście wszystkie ukrywane są z największą dokładnością, choć niektórym ta perfekcja nie zawsze wychodzi, a skutkiem jest… afera – seks-afera. Tak właśnie było w przypadku dyspozytora w krzeszowskim pogotowiu, którego pendrive zawierał erotyczne zdjęcia koleżanek z pracy. Istnieje podejrzenie, że w zamian za nie, kobiety mogły być faworyzowane w pracy. Panie były wpisywane częściej na dyżury, a tym samym zarabiały więcej pieniędzy. Sprawa jest na tyle poważna, że zainteresowało się nią Centralne Biuro Antykorupcyjne.
Czyżbyśmy mieli do czynienia z epidemią seks-afer? I to epidemią na skalę światową. Nie ważne czy jest to Silvio Berlusconi we Włoszech, Mosze Kacaw w Izraelu, Bill Clinton w USA, czy nawet Pan Zdzisio w Polsce. Jak widać biologiczne instynkty dotyczą każdego człowieka, a tym bardziej nie omijają ludzi na poważnych stanowiskach, a wręcz można by rzec, władza przyciąga seks. A kiedy afera dotyka władzy, obyczajowy wydźwięk skandalu ma jeszcze więcej niedomówień i pikanterii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.