wtorek, 22 marca 2011

Spadek czy wzrost poziomu kształcenia?

Spadek jakości kształcenia, zdecydowanie za wysoka ilość magistrów „wypuszczanych” każdego roku z uczelni wyższych, którzy zasilają szeregi oczekujących w Urzędach Pracy. Te i inne argumenty od dłuższego czasu podnoszone są, a raczej były w debacie na temat systemu szkolnictwa wyższego.

18 marca br. Sejm RP nową ustawę Prawo o szkolnictwie wyższym. Wkrótce nowelizacja trafi na biurko Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego i póki co nic nie zapowiada jej zawetowania.

Już od października nowi żacy zmierzą się z nieco inną rzeczywistością studencką. Co więcej zmiany nie dotyczą wyłącznie studentów, ustawodawcy w swojej nowelizacji nie zapomnieli również o profesorach. Nie brakuje zwolenników i krytyków nowelizacji. Ci pierwsi twierdzą, że zmiany mają charakter niemalże rewolucyjny dla polskiej nauki na poziomie uniwersyteckim. Ci drudzy, czyli krytycy, odnoszą się do niej z rezerwą, a ich zdaniem już na pewno nie można mówić o żadnej rewolucji a co najwyżej o korektach. Jednak według nich kosmetyka ta nie prowadzi do niczego dobrego wręcz przeciwnie, zamiast podnieść jakość kształcenia na polskich uczelniach, jeszcze bardziej ją obniży.

Wszechstronności mówimy nie!

Koniec z bezpłatnym studiowaniem dwóch kierunków, chociaż wszyscy zdajemy sobie sprawę, że słowo bezpłatne jest tu ogromnym nadużyciem. Każdy z nas wie, a szczególnie Ci którzy utrzymują się z własnej kieszeni, a nie z kieszeni rodziców, ile studiowanie tak naprawdę kosztuje. Wraz z początkiem nowego roku akademickiego, przywilej „podwójnego”, a zarazem „bezpłatnego” zdobywania wiedzy otrzymują wyłącznie studenci - laureaci nagród rektora. I o ile do tej zmiany, czyli braku przyzwolenia na „bezpłatne” studiowanie dwóch lub więcej kierunków zdążyliśmy się już przyzwyczaić, inne rozwiązania nowej ustawy są dla mnie zadziwiające.

Magister to przeszłość.

Po co komuś, tytuł magistra jak można być od razu doktorem, a na to pozwala nowa ustawa. Przewidując możliwość pominięcia magisterium w drodze po doktorat. Brzmi absurdalnie, ale w Polsce wszystko jest możliwe. Być może twórcy ustawy za bardzo zasugerowali się filmem E=mc2, gdzie główny bohater – gangster, w którego rolę wcielił się Cezary Pazura, ubiega sie o doktorat, tymczasem dyplom magistra, który pozwala mu starać się o awans naukowy, kupił na bazarze. Co prawda nowa ustawa nie mówi nic o kupowani dyplomów, ale stwarza szanse na przeskoczenie, togo dotychczas najważniejszego etapu. Czy to oznacza, że za parę lat, rzeszę osób bezrobotnych nie będą stanowić już magistrowie, a doktorzy?

Szkolnictwo wyższe to nie tylko studenci, ale przede wszystkim profesorowie. Jedni bez drugich nie istnieją i działa to w obie strony. Ktoś w ministerstwie wreszcie zauważył, że na jednego profesora „przypada” zbyt wielu studentów, co gorsza z kilku uczelni. Stąd też ustawa nakazuje nauczycielom akademickim państwowych uczelni wyższych na uzyskanie pozwolenia od rektora na podjęcie pracy w innej jednostce.

Praktyka górą!

Są i pozytywne strony reformy, bowiem jednym z jej głównych założeń jest połączenie nauki z rynkiem pracy. Co pozwoli na integrowanie tych dwóch odrębnych systemów? Kształcenie przy udziale pracodawców. Ośrodki akademickie będą mogły prowadzić kierunki studiów na konkretne zamówienie pracodawców. Program nauczania kierunków zamawianych, zostanie specjalnie dostosowany do wymagań stawianych przez przedsiębiorców. W rzeczywistości może to oznaczą koniec teorii, a początek ukierunkowania na wiedzę użyteczną.

Praktyczne podejście do studenta i przekazywanej mu wiedzy, to już połowa sukcesu w drodze do kształcenia specjalistów w danych sektorach. Oby ten aspekt reformy zniwelował inne jej niedogodności…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ten wpis czeka na Twój komentarz.