Minęły już trzy miesiące roku 2011 i z pewnością społeczeństwo przywyknęło do jedno procentowej podwyżki stawki VAT, galopujących cen. Ekonomiści wyliczyli, że z powodu podwyżki VAT statystyczna polska rodzina będzie musiała wydać rocznie o 50 zł więcej na warzywa i owoce, a na mięso aż o 80 zł więcej. Ogólnie rzecz ujmując musimy wszyscy zaciskać pas, lecz w imię czego?
Pojawiający się pomysł dwudniowych wyborów parlamentarnych zaprzecza wysyłanym przez rząd sygnałom o „tanim państwie” jaki w końcu zmuszony jest realizować. Okrojony „Programu budowy dróg w latach 2011-2015”, zmniejszone wpływy składek emerytalnych do OFE by zapewnić płynność ZUS świadczą o poważnych problemach finansów publicznych jednak „niepoważne” według mnie jest obciążanie budżetu kwotą około 50 mln zł. Skąd takie wyliczenie? Według PKW koszt wyborów jednodniowych to około 90 mln zł, zaś dwudniowych - około 130-140 mln zł.
To nieważne wobec argumentów jakie podają politycy:
- Prezydent Bronisław Komorowski:
"Jest to poważny argument profrekwencyjności, przemawiający za dwoma dniami, aczkolwiek to się wiąże także i z pieniędzmi. Dwudniowe głosowanie byłoby wygodne dla wielu osób i dawałoby się łączyć na przykład z weekendowymi wyjazdami".
Źródło: http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Wybory-30-pazdziernika-nie-wchodza-w-gre,wid,13167876,wiadomosc.html?ticaid=1be4a
- Marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna (PO):
"Jestem zwolennikiem tego, by wybory były dwudniowe. Ważne jest, aby frekwencja była duża i żeby pomóc Polakom, dać im większą możliwość obecności przy urnach".
- Szef Klubu Parlamentarnego PO Tomasz Tomczykiewicz:
"Przekonywałem do dwudniowych wyborów. Uważamy, że warto sprzyjać zwiększonej frekwencji w wyborach. Uważamy, że dwudniowe wybory są najlepsze - po to też zmienialiśmy prawo wyborcze".
PiS i SLD optują za jednodniowymi wyborami, PSL jak zwykle w centrum, a PJN popiera PO dorzucając referendum w kwestii emerytur.
Źródło: dane PKW.
Opracowanie: własne.
Ustosunkowując się do argumentów o profrekwencyjności i wygodzie dla obywatela, w ubiegłorocznym okresie kataklizmu majowej i czerwcowej powodzi, po katastrofie smoleńskiej odbyły się wybory prezydenckie w trybie jednodniowym. Sam Bronisław Komorowski, wówczas jako Marszałek Sejmu, pełniący obowiązek zgodnie z konstytucją „głowy państwa” zapowiadał, że nie ma przesłanek aby wprowadzać stanu klęski żywiołowej na terenach objętych kataklizmem. Gdyby taki stan wprowadzono, wybory uległyby przesunięciu o 3 miesiące co w tamtym ciężkim czasie byłoby uzasadnione, a nie tworzono by pospiesznie lokali wyborczych i transportowano w odległe rejony obywateli nie dbając o możliwie wyższą frekwencję.
Propozycję ze strony prezydenta uważam za majstersztyk. Wsłuchując się w głos organizacji pozarządowych- odsuwa posądzanie o jednostronność decyzji na korzyść PO, a Platforma Obywatelska jako partia rządząca- nie jest skojarzona przez wyborcę z ideą nachalnego powiększania grona elektoratu. Możliwe, że politycy tej partii obawiają się powtórzyć porażkę SLD gdy poparcie z przeszło 42 % w 2001 roku spadło do około 11,5% w 2005.
Tak jak SLD- „kolosa na glinianych nogach” strawiły afery, tak obecnie PO może ugiąć się z powodu zmęczenia wyborców problemami i monotonią dwóch skłóconych partii. Bo jak mawiamy: „sukces ma wielu ojców, porażka jest zawsze sierotą”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.