środa, 23 marca 2011

Wyborcza rywalizacja ze spożywczakiem w tle

Nie ma się co oszukiwać – po czasie zimowego marazmu, nie tylko przyroda obudziła się do życia. Wraz z nadejście wiosny motywację i energię do działania poczuli także politycy. Mogliśmy się o tym przekonać jeszcze wczoraj rano, kiedy to media obiegła sensacyjna wiadomość – Jarosław Kaczyński udał się na zakupy do osiedlowego sklepu! Szok, niedowierzanie, zdumienie…Zaprawdę jest to niecodzienne zjawisko, by zobaczyć polityka w tak trywialnej sytuacji. To oni (politycy) oprócz debatowania i głosowania też chodzą do sklepów?

Akcja - Reakcja

Jak się okazuje chodzą i to nawet nie sami. Prezes PiS wziął ze sobą do „zakupowego towarzystwa” (być może w roli doradców) zarówno szerokie grono dziennikarzy jak i swoich najbliższych partyjnych współpracowników (z Mariuszem Błaszczakiem i Beatą Szydło na czele). Lista zakupów wraz z sumą zapłaty została podana do wiadomości publicznej. Owe wydarzenie miało być atakiem na obecny rząd za podwyżkę cen. Jarosław Kaczyński chciał tym samym udowodnić premierowi jak jego decyzje wpływają na życie przeciętnego Polaka.

Sam Donald Tusk nie pozostał bierny na działania szefa opozycji i rozpoczynając swoją dzisiejszą wizytę w Budnie, koło Goleniowa powiedział:

„Nie będę robił cyrku, nie przyjechałem tutaj na zakupy”

po czym z niesamowitą dokładnością zaczął prezentować swoją znajomość cen poszczególnych artykułów spożywczych:

„Ja zdaję sobie sprawę, że ziemniaki w porównaniu do cen z zeszłego roku to jest 40 groszy więcej, czy cukier z 3-3,20 doszedł do granicy - w niektórych sklepach - ponad 6 złotych, chociaż dość łatwo można kupić w Polsce ciągle cukier po 5 złotych, a są sklepy gdzie i poniżej 5. Zdaję sobie sprawę, że kurczak, który kosztował 7 złotych dzisiaj trzeba za niego zapłacić 8-8,40”

Tym samym Jarosław Kaczyński osiągnął swój zamierzony cel i akcją „zakupy” skłonił do reakcji samego zainteresowanego. Co więcej, wydarzenie to komentowali nie tylko dziennikarze, ale także zaproszeni przez nich specjalnie na tę okazję goście (m.in. socjolog Jadwiga Staniszkis).

I cała prowokacja byłaby przeprowadzona idealnie, gdyby nie jedno jakże znaczące „ale”. Prezes PiS zapytany przez jednego z dziennikarzy, dlaczego nie wybrał tańszego sklepu odpowiedział:

„Oczywiście moglibyśmy pójść do Biedronki, ale to jest jednak sklep dla tych najbiedniejszych.”

uderzając tym samym nie tylko we własny elektorat, ale również obrażając tych wszystkich, którzy (bez względu na stopień zamożności) zakupy robią właśnie w sklepach tej sieci. Jedna wypowiedź zepsuła cały misterny plan sprawiając, że dobrze przygotowany zabieg marketingowy obrócił się przeciw samemu autorowi (tzw. efekt bumerangu).

Krótka konkluzja z krótkim wnioskiem

Warto więc w tym miejscu postawić sobie pytanie, czy naprawdę kondycja opinii publicznej w Polsce jest aż tak żenująca, by media musiały zajmować uwagę przeciętnego Kowalskiego takimi „sensacjami”, (szczególnie w czasie, gdy sytuacja międzynarodowa jest tak napięta, a w krajach arabskich zaobserwować można próby demokratyzacji)? Ale kogo w końcu obchodzi Libia, Egipt czy Japonia, przecież to są odległe i dalekie kraje. Ważniejsze jest co i za ile kupił prezes PiS w osiedlowym sklepie oraz to, dlaczego w koszyku nie znalazło się jedzenie dla Alika. I dziwić się, że poziom zainteresowania polityką wśród społeczeństwa jest tak „wysoki”, skoro serwuje się nam – obywatelom – takie rewelacje. Porzućcie więc wszelką nadzieję wy wszyscy, którzy żyliście w przekonaniu, iż kampania wyborcza dopiero przed nami, bo nie dość, że rywalizacja już się zaczęła, to z każdym kolejnym dniem będzie ona coraz bardziej widoczna i to nie tylko w tle „spożywczych przepychanek” …

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ten wpis czeka na Twój komentarz.