sobota, 19 marca 2011

Wygrana bitwa versus przegrany PR



Sukces przyszedł ze strony, z której wielu chyba niespecjalnie go wypatrywało. Była wyśmiewana, powątpiewano w jej skuteczność, uważano ją za zabieg czysto PR-owy, który miał „przykryć” kłopoty rządu i pokazać, że Donald Tusk i jego ekipa troszczą się o Polaków. Kiedy powstawała w ekspresowym tempie, wypowiedzi były jednak raczej ironiczne niż poważne, wyrażane w tonie raczej prześmiewczym niż gratulujące szybkiej akcji rządu. I to nawet pomimo jasnego przyznawania, że problem jest, i trzeba z nim coś zrobić. O czym mowa? O wojnie Donalda Tuska z „dopalaczami”.

Jak to wyglądało?

W ubiegłym roku przez kraj przetoczyła się fala strachu przez tzw. „dopalaczami” - czym są, nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, a sklepy, gdzie można było tego typu substancje „kolekcjonerskie” (jak utrzymywały etykiety) kupić – były w każdej niemal miejscowości. Rząd, pod wpływem ogólnopolskiej paniki, wypowiedział „dopalaczom” wojnę: jak zapowiadał Donald Tusk, wojna miała być bezwzględna, a aby ocalić zdrowie i życie młodej części naszego narodu, zapowiadał, że nie zawaha się nawet nagiąć prawa. Ustawa regulująca sprawę substancji psychoaktywnych, zakazująca kilkudziesięciu z nich, i pozwalająca konfiskować wiele z nich jeszcze przed zbadaniem w laboratoriach ich szkodliwości, została jednogłośnie przyjęta przez parlament (a wcześniej napisana przez rząd) w iście ekspresowym tempie. Później były słynne już naloty policji na sklepy z „dopalaczami”, i zamykanie tychże. Właściciele grozili pozwami do sądów o bezprawne działania policji, prawnicy ostrzegali, że istnieje prawdopodobieństwo przegrania tych spraw. Były nawet zapowiedzi wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie czy ustawa jest zgodna z konstytucją. A znaczna część pytanych odpowiadała, że handel najzwyczajniej przeniesie się do podziemia.

I jak wygląda dziś?

Wczoraj, tj. 18 marca, Fakty TVN przygotowały materiał na temat sytuacji „na froncie”. I co się okazało? Lekarze zalecają wprawdzie ostrożne podchodzenie do danych i nie wieszczenie zbyt szybkiego zwycięstwa, dane wskazują na realny postęp. Liczba osób przyjmowanych do szpitali po zatruciu dopalaczami zmalała z 250 w październiku 2010, do 13 w styczniu i lutym tego roku. Jakby tego było mało – Polska ustawa (co biorąc pod uwagę poziom polskiej legislacji spadający od lat, należy uznać za absolutny fenomen) okazuje się być ustawą wzorcową, a inne kraje regionu tworzą własne odpowiedniki, oparte na polskim modelu. Czesi są w trakcie wprowadzania ustawy wzorowanej na naszej, na Słowacji od 1 marca ustawa taka już obowiązuje. Jakby tego było mało – nad prowadzeniem przepisów wzorowanych na polskiej „ustawie dopalaczowej” zastanawia się nawet Komisja Europejska.

Co rząd na to?

O dziwo – rząd na to niewiele. Wydawałoby się, że w obecnej, trudnej sytuacji PO i rządu, należałoby sprawę nagłośnić, a minister Kopacz (która także aktualnie jest w dosyć kłopotliwej sytuacji) powinna wszem i wobec rozgłaszać rządowy sukces. Tymczasem, wydaje się, że gdyby sprawą nie zajęły się „Fakty”, nikt nawet nie dowiedziałby się, jak sprawa wygląda.
Wygląda to tak, jakby rząd – i jego wcześniej niemal legendarny PR – pogubili się. W sytuacji, kiedy sukcesy – realne sukcesy – są mu potrzebne jak woda, sprawy, którymi powinien się chwalić, giną w tłoku negatywnych newsów. Ciekawi mnie, jak wiele polskich ustaw w ciągu ostatnich – dajmy na to, 6 lat, czyli od wyborów 2001 roku, okazywało się tak skutecznych, że chce z nich czerpać KE? Ile takich ustaw miał rząd PiS? Polacy, jako jeden z najbardziej „eurooptymistycznych” narodów w Unii, pewnie spojrzałby na sprawę przychylnie. Tym bardziej nie rozumiem, skąd pustka informacyjna w rządzie.

2 komentarze:

  1. Przykład walki rządu z dopalaczami jest kolejnym potwierdzeniem tezy, że w polityce nie liczy się treść, lecz sama forma. Nie ważne co robisz, ważne jak to rozgłosisz w mediach do opinii publicznej. I dziwić się, że społeczeństwo przez takie zabiegi staje się coraz bardziej ogłupiałe...

    OdpowiedzUsuń
  2. Iwono, mogłabyś rozwinąć myśl? Bo chyba nie jestem pewny, czy dobrze Cię rozumiem, a nie chciałbym palnąć bzdury odpowiadając Ci jakoś ;)
    Ot, wady internetu.

    OdpowiedzUsuń

Ten wpis czeka na Twój komentarz.