Za wolność Naszą i Waszą…
ale nie za ropę.
Od jakiegoś czasu coraz rzadziej w telewizji możemy zauważyć wrak Tu154M. Jego miejsce zajęły płonące pick-up'y, i ludzie biegający po ulicach Libii z Ak47 w dłoniach. Dla przeciętnego zjadacza chleba jest to widok bardzo przyjemny, bo przecież statystyczny Polak „sam obalał komunizm”, doskonale wie o co ci ludzie walczą i z chęcią by im pomógł, tyle tylko, że nie chce mu się wstać z fotela, więc zmienia pilotem kolejne stacje szukając wciąż to nowych doniesień o sytuacji w krajach północnej Afryki. Wszyscy czujemy się bardzo bezpiecznie bo przecież ów konflikt nas nie dotyczy. Czasem tylko spoglądamy w stronę Wuja Sama, jakie to okręty sprowadza na Morze Śródziemne, bo przecież to tak ciekawie wygląda jak desantowce przepływają przez Kanał Sueski i zadając pytanie, czemu żołnierze z gwiaździstym sztandarem na rękawie jeszcze nie wspomagają buntowników, którzy to przecież chcą wnieść demokrację?
Odpowiedź na to pytanie przeciętny kowalski znajduje bardzo szybko, bo przy pierwszej wizycie na stacji benzynowej. Ceny paliw oscylują przy magicznej granicy 5zł za litr przez co coraz częściej czas tankowania pojazdu zbliża się do tego, który znamy z torów Formuły 1. No tak ropa. Gdzieś w pamięci kierowcy przypomina się to co zdołał przeczytać na dolnym pasku informacji w jednej ze stacji z newsami: „Libijski przemysł wydobywczy mocno ogranicza produkcję, niepotwierdzone informację o zniszczeniu urządzeń do pompowania ropy w Porcie Al.-Sidr, możliwe są jeszcze większe ograniczenia w eksporcie…”. „Jak tak dalej pójdzie trzeba będzie się chyba przesiąść na rower”, klnie pod nosem Kowalski i odjeżdża ze stacji starając się jechać najdelikatniej jak się da.
Wbrew pozorom powyższe uproszczenie można też bardzo łatwo przenieść na arenę międzynarodową. Od dłuższego czasu widzimy iż NATO, ONZ czy UE debatuje w sprawie sytuacji w Libii, jednak poza embargiem na dostawy broni z zamrażaniem kont dyktatora nie podejmuje żadnych konkretnych działań. Nawet Amerykanie, którzy mają słabość do zdobywania lub jak kto woli wyzwalania krajów i wprowadzania tam demokracji, na razie nie podejmują żadnych działań. Nawet prośba wystosowana przez powstańców mówiąca o zakazie zamknięciu strefy powietrznej nad Libią nadal jest „rozpatrywana”.
Europa i Stany Zjednoczone moim zdaniem zwyczajnie boją się powtórki z pierwszej Pustynnej Burzy, kiedy to niebo nad Irakiem przysłoniły dymy z zniszczonych szybów naftowych i rafinerii. Bardzo podobna sytuacja mogłaby mieć miejsce w Libii. Tym bardziej, iż jak możemy przeczytać czy usłyszeć w wypowiedziach samego Kadafiego nie cofnie się on przed niczym. Pragmatyzm Zachodu objawia się w jeszcze jednym względzie, jeśli obecne władze w Libii utrzymają się przy władzy, co jest bardzo prawdopodobne, gdyż bez pomocy z zewnątrz rebelianci mają dość małe szanse, dostawy ropy utrzymają się na stałym poziomie zarówno ilościowym i cenowym. Natomiast stawianie na rebeliantów może okazać się przysłowiowym strzałem w stopę, gdyż nie wiadomo, jakie stanowisko zajęłyby nowe władze i jak ustosunkowywałyby się do relacji z Zachodem.Owszem możemy obecnie usłyszeć w mediach, iż Parlament Europejski wzywa kraje Wspólnoty do poparcia, uznania nowego państwa Libijskiego, pojawia się nawet nowa - stara flaga Libii. Tylko pytanie, co to da czy słowa, gesty sztandary wygrają z kulami karabinowymi? Nie. A czy Zachód pomoże zbrojnie powstańcom ryzykując jeden z największych kryzysów paliwowych ostatnich dziesięcioleci. Wątpię. Tak, więc pozostaje nam tylko poczekać aż Kadafii odzyska pełnię władzy. Jak grała kiedyś Metallica „Sad But True”.
Na koniec jeszcze pewna muzyczna propozycja Hunter - T.E.L.I., która wpasowuje się w temat, ale uprzedzam jest to cięższy gatunek muzyki. Klik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.