środa, 20 kwietnia 2011

Czego pragną kobiety?

Kwestia parytetów szczególnie w polityce wywołuje sporo emocji. Oczywiście jak w każdej tego typu dyskusji zdania są podzielone.


3 grudnia 2010 Sejm uchwalił ustawę parytetową, zgodnie z którą na listach wyborczych musi się znaleźć co najmniej 35 procent kobiet oraz minimum 35 procent mężczyzn. Na początku 2010 roku Sejm odrzucił projekt ustawy mówiący o 50 – procentowym parytecie.

Jednak wraz z uchwaleniem ustawy parytetowej nie zakończyły się dyskusje na ten temat. Być może dlatego, że to nie koniec walki, środowiska feministyczne chcą walczyć nadal o ,,prawdziwy parytet” czyli 50%.

Aby wyrobić sobie własne zdanie na temat parytetów, trzeba przyjrzeć się argumentom przedstawianym przez ich zwolenników i przeciwników.

Za parytetem

Kobiety chcą parytetów, ponieważ uważają, że bez takiego wsparcia nie uda im się zdobyć odpowiedniej ilości miejsc na listach wyborczych. Podobnego zdania jest Grzegorz Gauden dyrektor Instytutu Książki, sygnatariusz ,,Manifestu feministów", który twierdzi, że kobiety jeszcze przez wiele lat będą miały problemy, by przebić się w życiu zawodowym i politycznym oraz uzyskać pozycję równą pozycji mężczyzn. Wprowadzenie parytetów na listach wyborczych jest jak najbardziej wskazane, ponieważ zmusiłby aparatczyków do innego patrzenia na własną partię i elektorat.

Przeciw parytetom

Część kobiet stoi na stanowisku, że parytety nie są potrzebne, a panie, które chcą aktywnie uczestniczyć w życiu politycznym będą to robić bez jakiegokolwiek wsparcia. Dodatkowo uważają, że parytet wcale im nie pomaga, ale dyskryminuje, czyniąc z nich słabą płeć niezdolną do aktywnego działania w życiu publicznym.

Pomoc kobietom w walce o miejsce w parlamencie jest nie tylko sprzeczna z konstytucją, ale i upokarzająca - uważają przeciwniczki ustawowego zagwarantowania kobietom połowy miejsc na listach wyborczych. Pod listem podpisały się m. in. Jadwiga Staniszkis i dr Barbara Fedyszak-Radziejowska z PAN.

Dlaczego dawać przywileje z uwagi na płeć, a nie dawać np. niepełnosprawnym? Takie pytanie stawia sobie Krystyna Mokrosińska, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Zgadza się, że kobiety bywają dyskryminowane, ale sprawa umieszczania ich na listach partyjnych powinna być wewnętrzną sprawą partii. Zamiast parytetów na listach powinno się wprowadzić jednomandatowe okręgi wyborcze. To dałoby szanse na wybór tych, których się zna i których uważa się za mądrych. Bez względu na płeć.


W tej dyskusji jedno jest pewne- powinna obowiązywać równość płci, kobiety nie mogą być dyskryminowane. Jednak nie uważam, żeby parytety były odpowiedzią na dyskryminacje kobiet. Nie mam również wątpliwości, że kobiety mogą być bardzo dobrymi politykami, przykładem są kobiety, które już funkcjonują w życiu politycznym.

Ponadto obawiam się sytuacji w której kobiety na siłę byłby ,,wciągane” na listy wyborcze tylko po to, aby zapełnić miejsca. A decyzja o funkcjonowaniu w polityce powinna być podjęta nie z przymusu, ale z własnej, nieprzymuszonej woli.

Wydaje mi się, że jedynym kryterium, decydującym o znalezieniu się na wyborczej liście powinny być kompetencje. To one w największym stopniu pokazują, czy dana osoba powinna znaleźć się w parlamencie. Wiele jest kobiet, które takie kompetencje posiadają i z całą pewnością to właśnie te kobiety, bez pomocy parytetów będą zajmować się polityką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ten wpis czeka na Twój komentarz.