poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Ekonomia w teorii i praktyce, część 1

Kilka miesięcy temu, Witold Gadomski, publicysta ekonomiczny „Gazety Wyborczej”, napisał artykuł na temat ekonomii politycznej. Jego głównym założeniem było wprowadzenie rozróżnienia pomiędzy tzw. ekonomią akademicką, stricte naukową, a „ekonomią polityczną”, czyli jej praktycznym zastosowaniem w politycznej rzeczywistości.

A co za różnica?

Gadomski podnosi bardzo istotny aspekt tych dwóch zjawisk, który bardzo powoli przedostaje się do opinii publicznej – w dużej mierze dzięki debacie wywołanej przez zmiany rządu w ustawie emerytalnej i odpowiedzi na nie Leszka Balcerowicza. Otóż rząd – i to nie jedynie polski, ale każdy rząd na świecie – nie tylko nie może, ale być może wręcz nie powinien kierować się wyłącznie „podręcznikową” ekonomią. Z bardzo prostego powodu – w polityce liczy się pewna ciągłość. Zmiany, zwłaszcza w długofalowej polityce ekonomicznej, często przynoszą skutki dopiero po wielu latach od ich wprowadzenia. Wyborcy, w znaczącej większości, nie biorą tych przedziałów czasowych specjalnie pod uwagę. By uzyskać efekt, nie wystarczy wprowadzić jakichś zmian w regulacjach. Trzeba je także przez wiele lat utrzymać, obronić przed ich usunięciem do momentu, kiedy zaczną realnie działać, albo przynajmniej do chwili, kiedy opinia publiczna dostrzeże ich konieczność.

Zmiany, nie przełom.

Dlatego w „ekonomii politycznej” nie ma mowy o drastycznych rewolucjach (a przynajmniej nie na szeroką skalę, co najwyżej w pojedynczych kwestiach) – możliwa jest tylko stopniowa zmiana w sposób ewolucyjny. Gadomski podaje tutaj prosty przykład – wyobraźmy sobie rząd, który aby ratować budżet, reformuje co się da i doprowadza do znaczącego obniżenia deficytu. Ale wszystko ma swoją cenę – deficyt ten zostaje ograniczony zawsze kosztem kogoś. Ścięte zostają więc jakieś programy pomocy społecznej, jakieś ulgi, jakieś dodatki, być może także jakieś inwestycje, no i biurokracja. Efekt – niższy deficyt – osiągnięty. Czy jednak wyborcy rozliczą rząd właśnie z tego osiągnięcia?

Jak celnie zauważa w ostatniej Gazecie Wyborczej Andrzej Lubowski pisząc o Obamie - „W żadnym kraju przeciętny obywatel nie budzi się w środku nocy nękany zmorą zadłużenia państwa. Snu pozbawić może strach o sytuację materialną rodziny. Obama stracił na popularności nie dlatego, że zwiększył dług Ameryki, ale dlatego, że nie poskromił bezrobocia”.

I dokładnie w takiej sytuacji byłby taki rząd. Oburzenie społeczne z powodu niepopularnego obniżenia świadczeń socjalnych, dziesiątki, albo i setki wyrzuconych z pracy urzędników (wraz z rodzinami!) wściekłych na rząd, złość z powodu obciętych ulg i przywilejów, i tak dalej. Efekt – z dużą dozą prawdopodobieństwa przegrane wybory. Co gorsza – przegrane prawdopodobnie na rzecz tych, którzy obiecają „cofnąć” owe „złodziejskie reformy”, które zabrały Polakom miejsca pracy i złotówki z portfeli. Tym samym – nie dość, że nasz „reformatorski” rząd przegrywa, to jeszcze do głosu dochodzą przeciwnicy, którzy reformy odwracają i przywracają stan poprzedni. Sytuacja jest więc taka sama, jak gdyby rząd nigdy żadnych reform nie przeprowadzał – a może i gorsza, bo wiele z haseł reform zostaje w społeczeństwie negatywnie skojarzonych i traci na popularności.

Drugie dno „ekonomii politycznej”.

Jednak cała sytuacja przedstawiona przez Gadomskiego ma też wymiar bliższy nam wszystkim. Przede wszystkim – brak przywiązania do jakiejkolwiek konkretnej polityki ekonomicznej na stałe, a raczej celowe charakteryzowanie się „krótką pamięcią”. I to nie tylko przez wyborców, do czego zdążyliśmy się dawno przyzwyczaić, ale zwłaszcza przez polityków. I tak jak pierwsza część wywodu – za Gadomskim – dotyczyła raczej rządów, tak ta druga dotyczyć będzie głównie postaw opozycyjnych. Argumenty ekonomiczne nie służą do troski o dobro państwa i budżetu – ale do uderzania w przeciwników – takimi argumentami, jakie akurat są pod ręką. Nie ważne jest jakich pozycji broniliśmy jeszcze niedawno. Przykład mieliśmy okazję zobaczyć niedawno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ten wpis czeka na Twój komentarz.