Coraz częściej media donoszą o próbach odebrania przez Miejskie Ośrodki Pomocy Społecznej dzieci pochodzących z ubogich bądź borykających się z problemem alkoholowym rodzin. Głównie zabiera się dzieci rodzicom z wykształceniem podstawowym. Urzędników nie interesuje czy dzieci są zadbane, czy dobrze się uczą, czy są kochane. Oczywiście tacy rodzice nie należą do chodzących ideałów, ale równie dobrze pić może tylko jedno z rodziców, a drugie jest poczciwym człowiekiem. Trudno mówić wtedy, że w takim domu panuje jakaś skrajna patologia. Spośród dzieci znajdujących się w ośrodkach wychowawczych może 20% powinno się tam znaleźć, jednak spora część trafia tam za sprawą sfałszowanych wniosków. Nasuwa się pytanie jak w demokratycznym państwie prawa może dochodzić wręcz do porywania w taki sposób dzieci? Młody pracownik MOPS przerażony tym wszystkim, opisuje ten proceder w następujący sposób: „O godzinie dziesiątej wieczór do drzwi puka troskliwa Pani z opieki społecznej, otwiera jej ojciec, który jest oburzony najściem o tak późnej porze. Jego reakcja jest dość nerwowa Pani czuje się obrażona i grozi odebraniem dzieci. Ojciec, jako głowa rodziny nie boi się gróźb urzędniczki, ponieważ to normalny dom bez patologii, więc nie daje się zastraszyć. Nie mieści mu się w głowie, że ktoś może być tak podły tym bardziej, jeśli sam ma dzieci. Pani z opieki ma już po dziurki w nosie zaistniałej sytuacji, więc mści się fałszując kwity. Wpisywane są w nie błędne informacje byle uzasadnić decyzję o odebraniu dzieci. Jeżeli pracownik socjalny podczas wizyty zastał nieporządek to wpisuje brud, bałagan itp. Jeśli zaglądając do lodówki znajdzie puszkę piwa zapada wyrok alkohol. Natomiast gdy w lodówce pusto, to automatycznie dzieci są niedożywione. Rodzice nie maja wglądu do tych kwitów, co pozbawia ich możliwości obrony. Po stracie dzieci tacy ludzie czują się bezradni, załamują się, zaglądają do kieliszka, a to pozbawia ich szansy odzyskania pociech”. Problem w dużej mierze leży w niekompetentnych pracownikach, głównie są to osoby ze średnim wykształceniem np. byłe pielęgniarki. Jednak Ci pracownicy mają wszechstronne znajomości w sądzie rodzinnym, lokalnej policji czy służbie zdrowia, co ma duże znaczenie dla sprawy. Decyzję o odebraniu dziecka powinni wspólnie podjąć policjant, pracownik socjalny i przedstawiciel służby zdrowia. W praktyce wygląda to następująco: pani z opieki dzwoni do policjanta, do ośrodka zdrowia i niezależnie, co konsultanci powiedzą podejmuje decyzję według własnego uznania. Dzieci zabierane są również podczas interwencji policji. Trafiają wtedy do Izby Dziecka wraz z młodocianymi przestępcami. Dla większości z nich to traumatyczne przeżycie, ponieważ zabiera się je przeważnie bez powodu. W domach dziecka sytuacja jest nie lepsza pod dostatkiem jest tylko zabawek, innych rzeczy brakuje. MOPS, który w nazwie ma „pomoc”, powinien ludziom biednym bądź znajdującym się w trudnej sytuacji ze względu na nagły wypadek w rodzinie udzielać ratunku. W sferze materialnej, ale przede wszystkim emocjonalnej, a nie pogrążać odbierając dzieci, gdyż każdy z nas może się znaleźć na życiowym zakręcie. Sejm wprowadził ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Wiele zapisów w tym projekcie jest sensownych i potrzebnych, jednak jednym z absurdów prowadzących do niekontrolowanej samowoli pracowników opieki społecznej jest przepis, który pozwalałby odebrać dziecko rodzicom na podstawie jednoosobowej decyzji pracownika socjalnego. Następnie decyzje takiego pracownika będzie podtrzymywał bądź uchylał Sąd. Jak wcześniej pisałam dzieci będą zabierane rodzicom w wielu przypadkach za sprawą bezpodstawnych decyzji np. po doniesieniach, które są wynikiem zwykłego konfliktu pomiędzy sąsiadami. Wszystko prawdopodobnie zmierza do modelu szwedzkiego, gdzie pracownik socjalny może odebrać dziecko rodzicom, nawet na podstawie skargi samego dziecka, złożonej np. z chęci zemsty na rodzicach, którzy zechcieli dziecko za coś skarcić. Tylko, że tam dzieci trafiają do rodzin zastępczych, a u nas do domów dziecka skąd raczej prędko się nie wydostaną.
Niestety polskie prawo ma wiele niedociągnięć, a temat jaki poruszyłaś jest właśnie takim przykładem.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, nie popadajmy też w nadmierny krytycyzm. To, że jedno z rodziców pije, a drugie nie, nie jest powodem do pozostawienia dziecka pod opieką tego powiedzmy "dobrego" rodzica. Pamiętaj, że poczciwość nie gwarantuje pewnego poziomu materialnego, niezbędnego do utrzymania i wychowania dziecka. Poza tym, takie rozwiązanie nie oznacza zupełnej utraty kontaktu z drugim, "gorszym" rodzicem.
Kończąc, nasunęła mi się pewna myśl, że najłatwiej zabrać biednym, bo oni mogą się najmniej bronić. Smutne, że w państwie demokratycznym dochodzi do takich sytuacji.