niedziela, 22 maja 2011

G8 – kolejny szczyt, kolejny protest

Obama w Polsce – o tym trąbią wszystkie media w naszym kraju. I jedynie przy okazji tego tematu wspominają, po co amerykański prezydent pojawia się na Starym Kontynencie: a to na spotkanie z królową Elżbietą II, potem by odwiedzić miasto Moneygall w Irlandii, skąd pochodzą przodkowie jego matki, a później Francja – szczyt G8, a na końcu wreszcie Polska. Lecz dziś nie o Obamie. To jedynie przykład jak podróż jednego z wielu prezydentów potrafi przyćmić to, co o wiele bardziej istotne.

G8 – co to?

Wśród etapów podróży Obamy jedynie wśród wyliczeń pojawia się kwestia szczytu G8. Nie jest to jednak przecież byle jakie spotkanie kilku głów państw. Zwykło się mówić, iż państwa należące do Grupy to „najbardziej uprzemysłowione demokracje świata”. Państwa wchodzące w skład owego forum polityczno-gospodarczego to: Francja, Japonia, Niemcy, USA, Wielka Brytania, Włochy, Kanada, Rosja oraz przedstawiciele Unii Europejskiej. Wymienione państwa stanowią jedynie 14 proc. ludności świata, przy jednoczesnym dysponowaniu 65 proc. bogactwa na świecie. Ich decyzje, które zapadają na forum grupy, mają wpływ na takie organizacje jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Światową Organizacje Handlu oraz Bank Światowy. Warto przy tym podkreślić, iż G8 nie jest organizacją międzynarodową – nie posiada stałych organów, sformalizowanej struktury, ani nawet siedziby. Co roku przewodnictwo obejmuje jedno państwo, które odpowiedzialne jest za organizację spotkań na poziomie ministerialnym oraz za same szczyty, na których obecni są szefowie państw.

Krytyka G8

G8 poddawane jest niemałej krytyce. Jednym z najczęściej wysuwanych argumentów jest niedemokratyczność Grupy. Nie jest ona odpowiedzialna przed żadną organizacją, a przecież jej decyzje maja globalne skutki. Uważa się również, że odkąd grupa zaczęła swoje spotkania, pogłębiła się przepaść aż dziesięciokrotnie pomiędzy bogatymi krajami Północy, a biednym Południem.

Między innymi z tego powodu obok spotkań Grupy mają miejsce Antyszczyty oraz protesty. Demonstracje prawie zawsze kończą się ogromną ilością rannych. Przykład: pierwszy protest w Genui w 2001 r. - zastrzelono jednego z demonstrantów i zatrzymano 222 obecne tam osoby, nad którymi znęcano się psychicznie i fizycznie. Kolejny protest: Niemcy 2007 r. - około 1000 osób zostało rannych w czasie zamieszek w mieście Rostock na północy kraju.

A jak będzie teraz?

Również i tym razem nie odbędzie się bez sprzeciwów, które wyrażane są na ulicach. W sobotę kilka tysięcy osób wzięło udział w demonstracjach w Hawerze we Francji (40 km od Deauville, w którym ma odbyć się szczyt). Protestujący nieśli transparent z napisem: „Ludzie najpierw, nie finanse. Precz z G8!” Manifestujący pojawili się za sprawą 30 organizacji i stowarzyszeń alterglobalistycznych, obrońców praw człowieka i innych. Demonstracja miała pokojowy przebieg. Po niej ma odbyć się również wiec. Śmiem twierdzić, iż jest to jednak dopiero wstęp, to pierwsza, ale na pewno nie ostania taka manifestacja przed szczytem, który ma odbyć się 26-27 maja. Miejmy jednak nadzieje, że tym razem obędzie się bez przelewu krwi. Przy tej okazji nasuwa się istotne pytanie: czy warto? Ile szczytów, tyle protestów, a gdzie rezultaty owych działań? Czy istnieje szansa, że zwykli ludzie wychodząc na ulice i krzycząc: „przestańcie!” są w stanie wpłynąć na decyzje, które dotykają ich bezpośrednio? Moim zdaniem nie - nie w tym przypadku i nie na taką skale. Pora poszukać skuteczniejszych metod.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ten wpis czeka na Twój komentarz.