11 czerwca w Gdańsku odbędzie się partyjny wiec PO, który ma być połączeniem obchodów 10-lecia partii ze startem kampanii wyborczej. Każdy okręg wyborczy ma wydelegować 250 osób, co daje ok. 10 tys. uczestników, jak widać partia chce w ten sposób wyeksponować swoją siłę, pozycję, a być może również prestiż. Nikt jednak na głos nie wyraża swojego niezadowolenia z takiego obrotu sprawy (niektórzy posłowie muszą dojechać do Gdańska z drugiego końca Polski), bowiem sztandarowa zasada mówi, by nie było żadnego publicznego prania brudów. W końcu to co wewnątrz jest nieciekawe i odrzucające, na zewnątrz może prezentować się całkiem nieźle.
Rozgrywki wewnętrzne
Kampanii wyborczej ma szefować, jak zadecydował Tusk, Jacek Prostasiewicz, dowodzący dolnośląskimi strukturami PO, ale jednak co ważniejsze i ciekawsze, zaufany (i wierny) człowiek Schetyny. Dla wszystkich z Platformy jest jasne, że nominacja tego właśnie człowieka na szefa sztabu oznacza, zakończenie napięcia na linii Tusk – Schetyna. Można się pokusić o pytanie, czy zatem to Tusk i Schetyna będą zatwierdzać ostatecznie listy wyborcze? Zarząd partii ma to zrobić przed czerwcową imprezą w Gdańsku. Wiadomym jest, że walka o listy wyborcze to walka o realne wpływy w partii po wyborach, czyli o udział w podziale łupów, po zwycięstwie PO. Platformę w wyborach będzie bezsprzecznie, ale jednocześnie nieoficjalnie wspierał ponadpartyjny Bronisław Komorowski. Dlaczego? Ponieważ dla PO frekwencja jest bardzo ważna, a raczej bardzo ważny jest elektorat miejski, a Komorowski mógłby namawiać właśnie do udziału w wyborach, tak by „miasto” poszło zagłosować ( w domyśle – tak by miasto poszło zagłosować na PO).
Rozgrywki o mistrzostwo
Co może zaoferować nam PO w nadchodzących wyborach? Jedno jest pewne – oddalanie perspektywy alternatywnej koalicji PiS- SLD, a raczej straszenie tą koalicją wyborców, na czym tak naprawdę będzie polegać strategia PO. Koalicja między SLD a PiS nabiera nowego wymiaru i staje się coraz trwalszym zjawiskiem. (…) Są plany bardzo konkretnej współpracy pomiędzy panami Napieralskim i Kaczyńskim. W mojej ocenie współpraca SLD i PiS i planowane wspólne działania także po wyborach to realne zagrożenie – mówił Donald Tusk. Nie będzie więc zdziwienia, jeśli Platforma zacznie atakować Napieralskiego i wpychać go w ramiona Kaczyńskiego, by dać do zrozumienia, iż głosowanie na SLD to w sumie głosowanie na PiS, a upiór koalicji przedstawiany przez ludzi z Platformy dodatkowo będzie uderzał w Kaczyńskiego. Ambicje Napieralskiego rosną w zaskakującym tempie, a to dla PO może stanowić poważne (kosztowne) zagrożenie, ponieważ nie wiadomo czy PSL, które najprawdopodobniej przekroczy próg wyborczy, będzie miało na tyle siły by stworzyć z PO koalicję większościową. Marcin Król, filozof i profesor Uniwersytetu Warszawskiego mówi: (…) Nie mielibyśmy tak wiele przeciwko koalicjom, gdyby chociaż cząstkowo były one programowe, a nie utworzone tylko w celu zdobycia lub zachowania władzy. Wiemy też, że część posłów PO jest programowo bliżej PiS niż SLD, ale koalicja PO-PSL-SLD jest całkiem prawdopodobna (…), koalicja PiS-PSL-SLD jest mniej prawdopodobna, ale niewykluczona (wiele zależy od udziału Jarosława Kaczyńskiego), a wtedy należy emigrować.
Na podsumowanie niniejszego artykułu chciałabym zamieścić również słowa profesora Króla, które w pełni ukazują tę koalicyjną niewiadomą i coś w rodzaju pytania : co z tą polityką?
Mamy tu do czynienia z błędnym kołem idiotyzmu, a ponadto z niskimi interesami, w polityce jednak do pewnego stopnia zrozumiałymi, skoro chodzi o władzę i polityczne istnienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.