środa, 4 maja 2011

Listy wyborcze pod lupą Kongresu Kobiet.

Jesienne wybory wniosą zupełnie nową jakość na polską scenę polityczną. Po raz pierwszy partie będą musiały zastosować 35 % próg dla obecności kobiet na listach wyborczych. W innym wypadku Państwowa Komisja Wyborcza nie ma prawa zarejestrować takiej listy.

To czy ustawa była potrzebna i czy przyczyni się do wzrostu aktywności kobiet w polityce, będziemy mogli zobaczyć dopiero po wynikach wyborów. Czy będzie to zmiana korzystna czy wręcz przeciwnie ocenimy za cztery lata, kiedy kadencja sejmu się zakończy. Nieoficjalne układanie list wyborczych zaczęło się już dawno, spekulacje kto z jakiego miejsca, z jakiego miasta, a czasem i nawet z list jakiej partii dochodzą do nas z mediów codziennie. O parytetach i kobietach na listach na razie się milczy, przynajmniej w oficjalnych wypowiedziach i komentarzach. Ale już dzisiaj Kongres Kobiet na łamach Gazety Wyborczej zapowiedział, że będzie monitorował listy wyborcze, aby upewnić się czy kobiety nie są spychane na gorsze miejsca. Tym samym chcą zapobiec procederowi jaki według Magdaleny Środy miał miejsce podczas ostatnich wyborów samorządowych, gdzie kobiety były umieszczane na ostatnich miejscach listy, z których praktycznie nie ma szans na sukces. Teraz Kongres Kobiet postanowił walczyć z traktowaniem kobiet jako „wypełniacze” list.

Kto da więcej?”

Partie zaczęły się przeganiać w narzucaniu własnych wewnętrznych zasad przy tworzeniu list uwzględniających zapisy nowej ustawy.Od dawna mówi się, że największy problem z zastosowaniem nowych przepisów może mieć Polskie Stronnictwo Ludowe, które jak dotąd miało zaledwie jedną posłankę. Tym razem ludowcy nie będą mieli już szansy podnieść starego argumentu o tym, że ich elektorat bardziej ufa mężczyznom. Stefan Żelichowski zapewnił więc, że kobiety na listach PSL-u zajmą bardzo wysokie pozycje, partia bowiem narzuciła sobie, że w pierwszej piątce znajdą się aż dwie przedstawicielki płci pięknej. Podobnie do sprawy podchodzi Platforma Obywatelska, sam premier zapewnił, że w pierwszej trójce znajdzie się jedna kobieta, a w piątce kolejna. O krok dalej idzie Sojusz Lewicy Demokratycznej, deklarując wprowadzenie 40 % kobiet na swoje listy, a to przede wszystkim za sprawą porozumienia z Partią Kobiet, której przedstawicielki wystartują do Sejmu właśnie z list SLD.Prawo i Sprawiedliwość póki co nie deklaruje, żadnych dodatkowych regulacji. Wynika to z aktu, że PiS praktycznie w całości głosował przeciwko ustawie kwotowej, ale nie dlatego, że jest przeciwnikiem kobiet w polityce, wręcz przeciwnie politycy tej partii zapewniają, że nigdy nie mieli problemów z obecnością kobiet na listach.

W obecnej kadencji w ławach sejmowych zasiada 20 % kobiet. Średnia damskich imion na listach wyborczych w ubiegłych wyborach to również ok. 20 %. Czy wprowadzenie ustawy kwotowej nie spowoduje mimo wszystko sztucznego wypełniania list wyborczych? Bo patrząc obiektywnie, taka regulacja może zmobilizować

i zachęcić kobiety do zaangażowania się w życie publiczne, a mężczyzn do traktowania płci pięknej jak równorzędnych partnerów. Z drugiej jednak strony mimo wszystko istnieje zagrożenie, że kompetencje przegrają z koniecznością ustalenia list zgodnie z obowiązującym prawem.

Żyjemy w takich czasach, kiedy kobieta mająca odpowiednie kompetencje i predyspozycje może swobodnie spełniać się zawodowo w polityce. Ustawa kwotowa stawia nas w pozycji uprzywilejowanej, ale jako płeć słabszą, która sama sobie nie poradzi. Dlatego jestem przeciw takim uregulowaniom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ten wpis czeka na Twój komentarz.