W ostatnich dniach w mediach pojawiają się doniesienia o wydarzeniach w Grecji. Kryzys w tym pięknym kraju antycznych bogów znowu daję się we znaki. Można by nawet nieco urozmaicić mitologię grecką o wprowadzenie do panteonu starożytnych bóstw, boga o imieniu ”Krizus”. W obecnej sytuacji przywołanie do istnienia kolejnego bóstwa byłoby w pełni uzasadnione, a nawet z punktu widzenia ekonomicznego mogłoby okazać się niezłym hitem, ale przecież nie o tym mowa.
Dużo szumu wywołała ostatnio wypowiedź greckiego ministra finansów Jeorjos`a Papakonstantinu, który ostrzegł we wtorek, że Grecja stanie się niewypłacalna, jeśli nie otrzyma wkrótce następnej transzy pomocy finansowej Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego w wysokości 12 mld euro.
Rząd grecki ujawnił w ostatni poniedziałek szczegóły programu oszczędnościowego, który to na bieżący rok przewiduje 6 mld euro zysku. Dalsze 22 mld euro zapewnić mają w latach 2012-2015 dodatkowe wpływy z podatków. Do Aten przybędą dziś eksperci UE i MFW, by ocenić, czy nowe przedsięwzięcia greckiego rządu zmierzają we właściwym kierunku i mają szanse na realizację. Tylko w takim przypadku Grecja może liczyć na nową transzę.
Największym dotychczas ”sponsorem” Grecji były Niemcy, niestety niemiecki lud mocno się buntuje na wieść o kolejnych kredytach udzielanych Grecji. Niezadowolenie społeczeństwa niemieckiego najdobitniej pokazuje tamtejsza prasa: "Sprzedajcie przecież wasze wyspy, splajtowani Grecy... i Akropol razem z nim!", ukazał się w przeddzień wizyty greckiego premiera Jeorjosa Papandreu w Berlinie. Podobnie zabrzmiała zacytowana przez gazetę opinia Josefa Schlarmanna, szefa działającego w ramach CDU/CSU Stowarzyszenia Średniej Przedsiębiorczości (MIT): "Bankrut musi zamienić na pieniądze wszystko, co ma - by zaspokoić swych wierzycieli. Grecja posiada budynki, firmy i niezamieszkane wyspy, które można wykorzystać na spłatę długów". Teksty o podobnym charakterze można coraz częściej przeczytać w niemieckich gazetach. Dokonano już nawet pewnych obliczeń zgodnie, z którymi spośród łącznie 3054 greckich wysp tylko 87 jest zamieszkanych, a hamburska firma obrotu nieruchomościami Vladi Private Islands oferuje obecnie bezludną wyspę w Grecji z ceną wywoławczą 45 mln euro.
Wypowiedzi z prasy zdają się przybierać realny wymiar, choć może na razie nie wyspy to pod młotek pójdą inne obiekty (zgodnie z nowym programem oszczędnościowym) jak np. dwa największe porty morskie kraju - Saloniki i Pireus - oraz liczne porty lotnicze. Państwo pozbędzie się też należących jeszcze do niego udziałów w greckim przedsiębiorstwie telekomunikacyjnym OTE, a ponadto banku pocztowego, przedsiębiorstwa gier liczbowych OPAP, zakładów gazowniczych DEPA, przemysłu zbrojeniowego, portu lotniczego Aten (w 50 procentach) i zamkniętego stołecznego portu lotniczego Hellinikon, jak też niewielkich podmorskich złóż gazu ziemnego w rejonie portu Kawala.
Nabywcom zaoferuje się również częstotliwości telefonii komórkowej i prawa do opłat za użytkowanie greckich autostrad, a w okresie późniejszym koleje, udziały w towarzystwie energetycznym DEI, hutę aluminium, kasyno w pobliżu Aten, fabrykę samochodów ciężarowych oraz inne małe porty lotnicze i morskie.
Na śmiały krok pozwoliła sobie niemiecka gazeta Bild zamieszczając w jednym z artykułów dotyczącego kryzysu w Grecji fotomontaż, przedstawiający ateński Partenon na tle plastycznej mapy Grecji. Jak zaznaczono w podpisie, "Akropol ma szacunkową wartość 100 mld euro". Jeżeli wydarzenia miałyby przyjąć rzeczywiście taki obrót, o jakim spekulują niemieckie gazety być może antyczne państwo stanie się w pewnym sensie naszym sąsiadem a my będziemy mieli ”bliżej” na wakacje chcą wybrać się do Aten.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.