Jedną z negatywnych sytuacji kampanii, zapamiętanych przez opinię publiczną była sytuacja, gdy w drugiej turze, sztabowiec Lecha Kaczyńskiego, Jacek Kurski powiedział w wywiadzie dla tygodnika "Angora" m.in., że "poważne źródła na Pomorzu mówią, iż dziadek Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu". Za tę wypowiedź Kurski został usunięty z PiS. Sam Tusk oraz jego sztab temu zaprzeczali. Kaczyński przepraszał Tuska za cały incydent. Kilka dni później media zdobyły dokumenty, z których wynikało, że Józefa Tuska wcielono do Wehrmachtu. Tusk mówił wówczas, że "jeśli jego niewiedza, że jego dziadek był w Wehrmachcie, jest jego winą, to bierze ją na siebie". Dodał, że jeśli cała ta sytuacja dotknęła kandydata PiS Lecha Kaczyńskiego, to go przeprasza. Zapewniał, że nie wiedział o wcieleniu jego dziadka do niemieckiego wojska.
Sytuacja pozostawiła jednak wśród wyborców poczucie oszukania, zatajenia czy kłamstwa. Dodatkowo Tusk w miarę rozwoju kampanii był postrzegany jako człowiek wciąż w defensywie, jakby obrażony na świat, w kółko tłumaczący, że nie jest złym liberałem. I on szukał z Lechem punktów wspólnych, i on rzucał populistyczne obietnice. Nawet wśród jego wyborców jedna czwarta uważała, że jest "gładki i miły, ale nie ma poglądów"!
Jak twierdziła wówczas Gazeta Wyborcza :„może dlatego tak go zdradzali - aż 360 tys. wyborców Tuska z I tury uciekło w II do Lecha (w odwrotną stronę - tylko 122 tys.)”
Jednak w oczach swoich zwolenników Tusk wyrósł na wielkiego przywódcę. Stał się jedynym politykiem, który sprawy polskie może pchnąć do przodu, by kraj mógł się modernizować i współdecydować o losach Europy, a nie grzęznąć w bogoojczyźnianym zaścianku. U oponentów wywołał potężny ból głowy. Jednym ruchem wywrócił dotychczasowe strategie i myślowe przyzwyczajenia. Dla prawdziwego polityka prezydentura nie jest szczytem marzeń, lecz ułomną konstrukcją ustrojową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.