Takim mianem określony
został Leszek Miller, szef SLD. W ostatnio przeprowadzanych sondażach to
właśnie na jego partię wskazała ponad połowa badanych, jako na najlepiej reprezentujące
interesy lewicy ugrupowanie. Natomiast na Ruch Palikota wskazało tu jedynie 19
procent badanych, co niezmiernie oczywiście ucieszyło Millera.
„Nie będzie
żadnego zjednoczenia” – głosi Miller. I tak święto pierwszomajowe manifestowano
osobno, Miller w pochodzie przy warszawskim parku, kilka kilometrów dalej
Palikot. Kiedy Miller podśpiewuje hymn socjalistów, Palikot odgrywa sceny wręcz
teatralne. Ciemna sala, na scenie telebimy z kolorowym graffiti, a w tle ostra
muzyka. Z ciemności wyłania się Palikot, niczym sam David Copperfield. Mieszają
się tu ze sobą hasła socjalistyczne i liberalne. Nawołują do modernizacji
obecnego kapitalizmu. Całego przedstawienia pilnują specjalnie wynajęci na tę
okazję ochroniarze.
Największą przeszkodą w realizacji marzeń Palikota stanowi
jednak nie, kto inny jak Leszek Miller. Palikot na wiele sposobów próbował go już
osłabić, lecz wciąż bezskutecznie. Nawet podział w opinii, co do porozumienia z
Ruchem Palikota w SLD zdaje się być nieskuteczny. Miller wciąż nieugięcie
wierzy, że jest w stanie podnieść SLD bez pomocy Palikota, nawet pomimo jego
słabnącej pozycji w partii. Niektórzy jednak największy problem zauważają tu w
podobieństwie do siebie dwóch liderów. Dwie silne osobowości, pragnące stworzyć
własną partię, wyjść na prowadzenie a nie pozostawać w cieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.