Od kilku tygodni jesteśmy dosłownie przygniatani
ilością informacji na temat prawdopodobieństwa wybuchu wojny w Korei. Właśnie –
prawdopodobieństwa, a nie jej wybuchu, ponieważ jak przedstawiła ambasada Korei
Północnej w Warszawie - "Stan ani pokoju, ani wojny właśnie zakończył się
na Półwyspie Koreańskim", "heroiczny lud KRLD jest pełen rosnącego
gniewu".
Tak więc czy możemy się spodziewać czegoś więcej?
Źródło: zmianynaziemi.pl |
Możliwe, że uderzenie jest tylko kwestią czasu. Rzecz jednak w tym, czy będzie ono miało formę zbrojnego, siłowego ostrzeżenia „sąsiadów” z Korei
Południowej, czy też poskutkuje to pochłaniającą wiele ofiar wojną. Aktualnie
nie ma co przewidywać przyszłości i wróżyć z fusów. Oczekujmy na dalsze
postępowanie ze stron obu krajów. Większość specjalistów uważa jednak, że
ryzyko rozwoju napięcia do rozmiarów walki zbrojnej jest nikłe.
Znając wcześniejsze zapędy Korei Północnej, jej
ciągle rozbudowywany potencjał nuklearny oraz wracając do sytuacji, która miała
miejsce kilka miesięcy wcześniej, mianowicie kolejnej, tym razem udanej próby z
rakietą dalekiego zasięgu, która wyniosła na orbitę okołoziemską satelitę
meteorologicznego, potwierdzają się obawy wielu o możliwość wykorzystania
rakiet Unha-3 jako pocisków balistycznych mogących przenosić głowice nuklearne.
Owa próba nawet jako działanie niemilitarne zostało skrytykowane w rezolucji nr
2087 Rady Bezpieczeństwa ONZ. Mimo to urzędnicy Kim Dzong Una wydali
oświadczenie, że nie zaprzestaną swego nuklearnego rozwoju, w czym dali upust
przeprowadzając kolejny test nuklearny w styczniu tego roku. Nie pomogło
oburzenie Baracka Obamy, czy też sojusznika KRLD jakim są w pewnych sprawach
Chiny. Rakieta międzykontynentalna może nie jest czymś co pozwoliłoby na
zwycięstwo z USA czy też Rosją, ale czyni groźby bardziej realnymi, a w związku
z ogromną nieprzewidywalnością koreańskiego reżimu jest to wysoce
niebezpieczne. Oliwy do ognia dolewa fakt, iż Stany Zjednoczone przeprowadzały ćwiczenia
z wojskami południowokoreańskimi, a Seul pochwalił się rakietą Hyunmoo-3 o
zasięgu około 1500 kilometrów co umożliwia jej trafienie jakiegokolwiek celu
nawet na obrzeżach Korei Północnej. Zerwanie układu o nieagresji, wyłączenie
tzw. „gorącej linii”, zamknięcie przejścia granicznego w Panmundżonie w strefie
zdemilitaryzowanej, działania hakerskie Jednostki 121 czy też ćwiczenia
artyleryjskie przy spornej granicy to kolejne skutki rosnącego konfliktu na
Półwyspie Koreańskim.
Źródło: cdn28.se.smcloud.net |
Co ciekawe USA jako sojusznik Południa daje mu
bardzo widoczne wsparcie. Oprócz prawie 30 tysięcy żołnierzy stacjonujących w
amerykańskich bazach, kolejne tysiące zasilą przygotowane do odparcia ataku
oddziały. Dodatkowo straż w przestrzeni powietrznej pełnią bombowce dalekiego
zasięgu B-52 oraz wykonane w technologii „stealth” czyli niewidoczne dla
radarów bombowce B-2 Spirit i myśliwce F22 Raptor. Biorą one udział w rozpoczętych 1
marca w Korei Południowej kolejnych wspólnych ćwiczeniach pod nazwą „Foam
Eagle”. Manewry te potrwają około dwa miesiące.
W tej chwili nikt nie patrzy na to jak kosztowne
jest odstraszanie wojsk Kim Dzong Una i odsuwanie godziny wybuchu wojny, ale
liczby te idą w miliony, jak nie miliardy dolarów. Wystarczy wspomnieć, że
godzina lotu B-2 kosztuje 135 tysięcy dolarów, a USA wysłała z bazy Whiteman
niedaleko Kansas City w Missouri dwa takie samoloty. Spędziły one w powietrzu
około doby co przy jednorazowym przelocie pokazowym daje kwotę ponad 6 milionów
dolarów. Dużo? Chyba nie, biorąc pod uwagę jak wielkie skutki, nie tylko
finansowe może spowodować wojna skonfliktowanych państw i ich sojuszników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.