poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Strach ma skośne oczy

     Od kilku tygodni jesteśmy dosłownie przygniatani ilością informacji na temat prawdopodobieństwa wybuchu wojny w Korei. Właśnie – prawdopodobieństwa, a nie jej wybuchu, ponieważ jak przedstawiła ambasada Korei Północnej w Warszawie - "Stan ani pokoju, ani wojny właśnie zakończył się na Półwyspie Koreańskim", "heroiczny lud KRLD jest pełen rosnącego gniewu".
Tak więc czy możemy się spodziewać czegoś więcej?

Źródło: zmianynaziemi.pl
Możliwe, że uderzenie jest tylko kwestią czasu. Rzecz jednak w tym, czy będzie ono miało formę zbrojnego, siłowego ostrzeżenia „sąsiadów” z Korei Południowej, czy też poskutkuje to pochłaniającą wiele ofiar wojną. Aktualnie nie ma co przewidywać przyszłości i wróżyć z fusów. Oczekujmy na dalsze postępowanie ze stron obu krajów. Większość specjalistów uważa jednak, że ryzyko rozwoju napięcia do rozmiarów walki zbrojnej jest nikłe.
           
     Znając wcześniejsze zapędy Korei Północnej, jej ciągle rozbudowywany potencjał nuklearny oraz wracając do sytuacji, która miała miejsce kilka miesięcy wcześniej, mianowicie kolejnej, tym razem udanej próby z rakietą dalekiego zasięgu, która wyniosła na orbitę okołoziemską satelitę meteorologicznego, potwierdzają się obawy wielu o możliwość wykorzystania rakiet Unha-3 jako pocisków balistycznych mogących przenosić głowice nuklearne. Owa próba nawet jako działanie niemilitarne zostało skrytykowane w rezolucji nr 2087 Rady Bezpieczeństwa ONZ. Mimo to urzędnicy Kim Dzong Una wydali oświadczenie, że nie zaprzestaną swego nuklearnego rozwoju, w czym dali upust przeprowadzając kolejny test nuklearny w styczniu tego roku. Nie pomogło oburzenie Baracka Obamy, czy też sojusznika KRLD jakim są w pewnych sprawach Chiny. Rakieta międzykontynentalna może nie jest czymś co pozwoliłoby na zwycięstwo z USA czy też Rosją, ale czyni groźby bardziej realnymi, a w związku z ogromną nieprzewidywalnością koreańskiego reżimu jest to wysoce niebezpieczne. Oliwy do ognia dolewa fakt, iż Stany Zjednoczone przeprowadzały ćwiczenia z wojskami południowokoreańskimi, a Seul pochwalił się rakietą Hyunmoo-3 o zasięgu około 1500 kilometrów co umożliwia jej trafienie jakiegokolwiek celu nawet na obrzeżach Korei Północnej. Zerwanie układu o nieagresji, wyłączenie tzw. „gorącej linii”, zamknięcie przejścia granicznego w Panmundżonie w strefie zdemilitaryzowanej, działania hakerskie Jednostki 121 czy też ćwiczenia artyleryjskie przy spornej granicy to kolejne skutki rosnącego konfliktu na Półwyspie Koreańskim.

Źródło: cdn28.se.smcloud.net
Co ciekawe USA jako sojusznik Południa daje mu bardzo widoczne wsparcie. Oprócz prawie 30 tysięcy żołnierzy stacjonujących w amerykańskich bazach, kolejne tysiące zasilą przygotowane do odparcia ataku oddziały. Dodatkowo straż w przestrzeni powietrznej pełnią bombowce dalekiego zasięgu B-52 oraz wykonane w technologii „stealth” czyli niewidoczne dla radarów bombowce B-2 Spirit i myśliwce F22 Raptor. Biorą one udział w rozpoczętych 1 marca w Korei Południowej kolejnych wspólnych ćwiczeniach pod nazwą „Foam Eagle”. Manewry te potrwają około dwa miesiące.
     W tej chwili nikt nie patrzy na to jak kosztowne jest odstraszanie wojsk Kim Dzong Una i odsuwanie godziny wybuchu wojny, ale liczby te idą w miliony, jak nie miliardy dolarów. Wystarczy wspomnieć, że godzina lotu B-2 kosztuje 135 tysięcy dolarów, a USA wysłała z bazy Whiteman niedaleko Kansas City w Missouri dwa takie samoloty. Spędziły one w powietrzu około doby co przy jednorazowym przelocie pokazowym daje kwotę ponad 6 milionów dolarów. Dużo? Chyba nie, biorąc pod uwagę jak wielkie skutki, nie tylko finansowe może spowodować wojna skonfliktowanych państw i ich sojuszników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ten wpis czeka na Twój komentarz.