Co czeka na Poroszenko w USA?
Po pierwsze, co nie czeka? Dokładniej mówiąc–kto?
Wygląda na to, że nie czeka Obama.
Jasne, że podstawą formalną jest konferencja międzynarodowa.
To decyduje o roboczym formacie wizyty. Robocze wizyty nie zawsze koniecznie przewidują
spotkanie z głową państwa-gospodarza.
Niestety, to wszystko – to są tylko puste rozmowy o
protokole dyplomatycznym, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością polityczną.
W końcu, w podobnych warunkach będą także inni szefy delegacji w Washingtonie, którym
jednak udzielą audiencji w Białym Domu (obserwujemy, na przykład, Erdogana).
Prawdajesttaka, że Obama nie ma o czym rozmawiać z
Poroszenką.
W USA wogóle obecnie mało kto ma o czym rozmawiać z głową
państwa Ukrainy. Chyba że Carrey rozwiąże zagadkę swojej teki w Moskwie.
Problem polega na tym, że lider Ukrainy nie niesie ze
sobą żadnego pozytywnego przesłania. Ani pozycji czy realistycznych propozycji
o wyjściu ze ślepego zaułka Porozumień mińskich, ani radosnych wiadomości o
powodzeniu reform, ani szczęśliwych niuansów zwycięstw w zakresie walki z
korupcją.
Strategom z ulicyBankowej nie warto mieć nadzieję, że dymisja
Szokina albo nawet mianowanie nowego premiera może służyć pozytywnym tłem dla
wizyty. Te rytualne działaniapolitykierówpeczerskich już nikt w świecie nie
odbiera jako coś ważnego i pozytywnego, oprócz Rosjan (którzy strasznie i
niebezpodstawnie się cieszą, że każdy, kto zostaje mianowany w Kijowie, okazuje
się ich byłym lub czynnym agentem).
NatomiastAmerykanienie lubią pechowców. Niemadobrychwiadomości
albo chociażby oczekiwań–więc dlaczego psuć swoją reputację kontaktami z takimi
posłami? Tym bardziej że takich posłów w Washingtonie –połowa Afryki, Azji i
Ameryki Południowej.
Nawet na temat bezpieczeństwa nuklearnego Poroszenko nie
wiezie do stolicy USA nic, oprócz wspomnień o wkładzie Ukrainy w rozbrojenie
jądrowe. Nie ma znaczenia, w jakim stopniu to nie spodoba się Obamie czy komuś
innemu, ale miałoby sens zwrócić się do uczestników forum z prostym
przesłaniem–doświadczenie Ukrainy świadczy, że w świecie nie istnieje żadnych
międzynarodowych gwarancji bezpieczeństwa, nie warto nikomu wierzyć, należy
myśleć tylko o sobie, nie śpieszyć się pozbywać broni nuklearnej. Przynajmniej
to byłoby konceptualnie i szczerze.
Natomiast prezydent Ukrainy jeździł w przededniu wizyty
do USA do Charkowa, gdzie wspólnie z ambasadorem USA na Ukrainie w ramach
wykonania porozumień osiągniętych między Obamą a Janukowiczem (i które były
przygotowywane jeszcze przy Juszczenko –tutaj proszę uwierzyć uczestnikowi
procesu na słowo) otworzył elektrownię pracującą nie na uranie wzbogaconym,
tylko na uranie zubożonym, który my heroicznie przekazaliśmy na przechowanie do
Rosjii w ten sposób widocznie wzmocniliśmy bezpieczeństwo międzynarodowe orazwłasne
bezpieczeństwo narodowe. Oczywiścieprzy akompaniamencie obietnic danych przez
stronę amerykańską dołożyć wszelkich starań, by zapewnić możliwość rozwoju
energetyki jądrowej na Ukrainie. Trzeba szczerze powiedzieć, że podobne
zapewnienia, a nawet pewne całkiem konkretne działania strona amerykańska
dokonuje od dawna i czasem dość konsekwentnie. Niestety ten proces nie może
osiągnąć sukcesu z powodu braku ścisłych gwarancji i politycznej chęci władzy
ukraińskiej w zakresie zerwania odpowiednich związków i pozbycia się zależności
od Rosji.
Wewrześniu2014rokubyłem często krytykowany z powodu tego,
że przed pierwszą wizytą Poroszenki do USA uprzedzałem, że dyplomacja Ukrainy
po Euromajdanu nie powinna zostać dyplomacją próżnych wizyt. Wtedy rzeczoznawcy
nie chcieli wierzyć, że zaproszenie wystąpić w kongresie amerykańskim jest
szczytem sukcesu i osiągnięć. Wszyscy byli zachwyceni pięknymi występami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.