piątek, 4 marca 2011

W co gra Janusz Palikot? Część druga.

Tym samym dotykamy drugiego, bardzo ważnego punktu: zaplecza polityczno-eksperckiego. Jako partia z pretensjami do reprezentowania intelektualistów, PD posiada kilka ciekawych w tym względzie nazwisk. A i dla samych polityków PD nieoczekiwane zaproszenia do mediów („skąd decyzja o przystąpieniu do sojuszu z Palikotem?”, „jak wygląda nowy sojusz?” i tak dalej) są niemal manną z nieba. Palikot jak wody potrzebuje z kolei kilku postaci, które mogłyby go odciążyć w kwestii bądź to obecności medialnej, bądź to w czasie wypraw „w teren”. A najlepiej po trochu w obu tych kwestiach. Kilka nieco zapomnianych, ale jednak „opatrzonych” już w polityce polskiej twarzy nadaje się do obu tych ról nieporównywalnie lepiej, niż osoby nigdy niezaangażowane w politykę – nieznane zupełnie wśród wyborców, nieinteresujące dla dziennikarzy, nie znające realiów medialnych ani wyborczych. „Doświadczeni w boju” przydają się też w kwestiach organizacyjnych, kiedy przyjdzie do wyborów.

Czy taki sojusz ma szansę się udać?

Patrząc jednak na przeszłość polskiej sceny politycznej, zauważyć trzeba dużą łyżkę dziegciu, która wisi nad beczką miodu Janusza Palikota. To, co w teorii dla analityków zwykle wyglądało na przemyślany, pozytywny i atrakcyjny politycznie ruch, zwykle niewiele zmieniało na samej scenie, a często nawet obniżało wyniki wyborcze formacji zaangażowanych w przedsięwzięcie. Za przykład niech służy tutaj inna koalicja w której udział brał nie kto inny jak sami demokraci – dawna koalicja „Lewicy i demokratów” - która nie podniosła niczyich notowań, a w średniej perspektywie czasowej spowodowała nie tylko marginalizację mniejszych partii na rzecz SLD, ale też spadek poparcia dla samego SLD. Wyborcy nieufnie podchodzą do wszelkich nieprzemyślanych i „rewolucyjnych” sojuszy – zimna logika ekspertów i analityków nikogo nie przekonuje. Tym bardziej, że w polskich realiach oznacza to raczej rozmycie wcześniejszej tożsamości, niż jej wzmocnienie. Ciężko bowiem wyobrazić sobie Palikota wśród spokojnych „kanapowych” polityków demokratów, ale też ciężko wyobrazić sobie doświadczonych polityków starszego pokolenia angażujących się w medialne prowokacje Palikota.

Koniec demokratów?

Demokraci starają się wyciągnąć lekcję z dawnego mariażu z lewicą, dlatego negocjują obecnie takie warunki, aby uniknąć wchłonięcia partii przez Ruch Palikota. Odsłania to nam jednak mimowolnie pewną ciekawą sytuację: okazuje się bowiem, że świeży, młody i dynamiczny Ruch Palikota, mimo braku realnej siły politycznej i wyników sondażowych poniżej progu wyborczego, przez analityków skazany niemal na zagładę (zwłaszcza w sytuacji, kiedy zakazane zostały wyborcze spoty telewizyjne, które mogły przypomnieć o Palikocie) ma na tyle silną pozycję przetargową, że spadkobierczyni Unii Wolności, zapomniana i zmarginalizowana, ale jednak pełnokrwista, „tradycyjna” partia polityczna obawia się wchłonięcia przez „nowych”.

Czy to ma szansę zadziałać?

Jak pokazuje doświadczenie, Polacy nie przepadają za mariażami partii. Często przynosiły one więcej strat niż pożytku, dlatego partie stosunkowo niechętnie decydują się na takie kroki nieprzyparte do muru. W tym wypadku mamy jednak element, który we wcześniejszych mariażach występował rzadziej, niż mogłoby się wydawać: dosyć bliskie pokrewieństwo programowe. Obie strony dość silnie akcentują swój liberalizm gospodarczy, pochwałę dla wolności, et cetera. W dodatku sytuacja demokratów od dawna jest nieciekawa. Ruch ten jednak może być sygnałem, że także optymizm Janusza Palikota kończy się, i musi sięgać po nieplanowane wcześniej środki. Ciężko bowiem przypuszczać, że jest to tylko medialna prowokacja, obliczona na kolejny dzień zamieszania wokół Ruchu Poparcia. Czas pokaże czy i komu wyszło do na zdrowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ten wpis czeka na Twój komentarz.