Możliwie, że arabska rewolucja w 2011 roku bezbłędnie wykryła geografię smutku i okrucieństwa. Najpierw wybuchła w Tunisie, następnie ruszyła na wschód, przez Egipt, Bahrajn, by potem znów powrócić do Libii. W Tunisie i Egipcie, jak się zdaje, wolność polityczna zwyciężyła stosunkowo łatwo na tle ludowej radości. Lecz w Libii kontrrewolucja stawiła opór, i despota, pozbawiony litości, ogłosił wojnę własnemu narodowi.
Trzeba zaznaczyć, że tłum też nie jest bez grzechu. Dziesięcioleciami Arabowie łapali się na haczyk dyktatorów, skandowali ich imiona i wierzyli w ich obietnice. Odwracali oczy od wielu przestępstw.
Niewielu Arabów zwróciło swoją uwagę na to, w jaki sposób imam Musa al-Sadr, lider szyitów Libanu, w 1978 roku zniknął podczas wizyty w Libii. Wśród tradycji Arabów gościnność jest jedną z głównych cnót kultury, lecz to przestępstwo pozostało bezkarnym. Pułkownik Kaddafi miał pieniądze, mógł nimi szastać na prawo i lewo, i uczeni opiewali jego działalność pochwałami.
Żeby zrozumieć teraźniejszość, rozpatrujemy przeszłość. Chaos w polityce arabskiej zaczął się w latach 50-tych i 60-tych ubiegłego wieku, kiedy władcy przejmowali władzę i porzucali ją bardzo regularnie. Usuwali ich najemni mordercy albo rzucały im wyzwanie siły polityczne, które miały własne źródła siły i przekonań. Monarchów odsuwali od władzy stosunkowo łatwo, i nowi ludzie, z uboższych klas społecznych, przejmowali władzę z pomocą armii i radykalnych partii politycznych.
W latach 80-tych w Egipcie, Syrii, Iraku, Libii, Alzirze pojawiła się nowa polityczna istota: represyjne "państwo narodowego bezpieczeństwa" z fanatycznymi środkami kontroli i terroru. „Nowi ludzie” byli bezlitośni, przebudowali świat polityczny, często posuwali się do zabójstw. U Arabów zapanował świat okrucieństwa.
Przeciętni mężczyźni i kobiety pogodzili się z realiami, skupili się na życiu prywatnym swoich rodzin. W obszarze publicznym panował kult władców, nieograniczonej władzy Saddama Husajna, Muammara Kadafiego, Hafeza al-Assada w Syrii i Zin Al-Abidin Bena Ali w Tunisie. Tradycyjne ograniczenia władzy były zniesione, i między władcą i poddanymi nie „podpisano” żadnej nowej umowy społecznej.
Lęk stał się treścią polityki.
Zresztą, dopóki buntownicy i uczestnicy rewolt przeszłości starzeli się, wychowywali swoje dynastie, zostali "właścicielami kraju". Wstyd - duża dyscyplinująca siła w starym arabskim życiu - porzuciła arabskie ziemie.
Owi władcy nie schodzili z nieba. Pojawili się z grzechów działań i bezczynności świata arabskiego. Dzisiejszymi powstaniami kieruje, przede wszystkim, życzenie oczyszczenia się od plam i win takiego ślepego posłuszeństwa despotom.
Nie istnieje znak, granica, którą można by było dokładnie wyróżnić, kiedy i dlaczego arabski naród zmęczył się dyktatorami. Na ile takie ogromne eksplozje można przewidzieć. To powstanie było nieuniknioną odpowiedzią na stagnację gospodarki arabskich krajów. W takim razie wyczerpały się legendy arabskiego nacjonalizmu, które przeżyły dwa pokolenia. Młodszym mężczyznom i kobietom zanudziło się mamienie Palestyną. Rewolucja musiała się odbyć.
W dużych skupiskach ludzi, w Tunisie, Kairu i Bahrajnie, w libijskich miastach Bengazi i Tobruk miliony Arabów zebrały się razem, żeby pożegnać się z epoką spokoju. Skończyli z polityką lęku i milczenia.
Nie będzie przesadą stwierdzenie, że arabskie rewolucje są sprawą samych Arabów. Żaden cudzoziemski statek nie przyszedł im na pomoc, ich wyzwolenie będzie całkowicie zależało od nich. Intuicyjnie protestanci zrozumieli, że władcy byli chytrzy. Przekonali zachodnie demokracje, że są możliwe albo rządy Tirany, albo perspektywa zamieszek i chaosu.
Więc teraz uwolnieni z niewoli, będą formowali własny świat i będą popełniać własne błędy.
Massimo d'Azeglio, arystokrata z Piemontu, którego przepełniał duch tych czasów, napisał to, co dla mnie jest najbardziej porywającymi słowami o nadziei na wolność i jej niebezpieczeństwach : "Dar wolności - jak koń, piękny, silny i żwawy. W niektórych on wywołuje życzenie jazdy okrakiem, a u wielu innych, przeciwnie, powiększa życzenie chodzenia pieszo". Dziesięcioleciami Arabowie szli i kulili się powodowani lękiem. Teraz pragną pojeździć okrakiem. Również mądrze nie zwracają uwagi na tych, którzy chcieliby rozmawiać z nimi o ryzyku związanym wolnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.