W czasie kiedy głośno jest o zatrzymaniu Ratko Mladicia, może warto byłoby trochę więcej uwagi poświęcić problemom w Bośni i poszukać drogi do ich rozwiązania. Obecnie ramach przemodelowanego systemu Bośnia i Hercegowina składa się z dwóch jednostek: Federacji Bośni i Hercegowiny oraz zdominowanej przez Serbów Republiki Serbskiej. Obydwie jednostki mają szerokie kompetencje, obejmujące właściwie wszystkie kluczowe obszary funkcjonowania państwa. Władze centralne ograniczone są w znacznym stopniu możliwością blokowania procesu decyzyjnego poprzez poszczególne jednostki federalne, tj. Federację lub Republikę Serbską, lub poprzez przedstawicieli jednego z trzech konstytutywnych narodów, tj.: bośniackich Serbów, Chorwatów i Muzułmanów.
Powszechnie przyjmuje się, że obecny system polityczny Bośni i Hercegowiny, narzucony w ramach aneksu numer 4 do Porozumienia Pokojowego z Dayton, jest niefunkcjonalny, a co więcej uniemożliwia integrację Bośni i Hercegowiny ze strukturami Unii Europejskiej. Jak dobitnie zwrócił uwagę Robert Hayden, autor „Blueprints for a house divided. The constitutional logic of the Yugoslav conflicts”, książki poświęconej prawnym aspektom porządku konstytucyjnego Bośni i Hercegowiny: „Porozumienie Pokojowe z Dayton kreuje ‘państwo’ złożone z dwóch niezwiązanych ze sobą części, uzbrojonych przeciwko sobie, będących w sojuszu z różnymi sąsiadami i bez odpowiednio funkcjonującego rządu centralnego. To konstytucja warta mistrza Zen, koncepcja jednego państwa tak podzielonego, że w swej subtelności porównywalna z dźwiękiem jednej klaszczącej dłoni. Ciężko jest spojrzeć na to jako na poważny dokument konstytucyjny, jeśli przyjąć, że konstytucja powinna dostarczać mechanizmów umożliwiających funkcjonowanie państwa”.
Obecna sytuacja polityczna na Bałkanach to swoista mieszkanka frustracji spowodowanych zmianami ustrojowymi oraz nacjonalistycznej, powojennej retoryki. Najbardziej przygnębiający jest fakt, że scena polityczna Bośni i Hercegowiny, a wraz z nią także społeczeństwo tego kraju, coraz szczelniej zamyka się w ramach swoich narodowości. Postępująca dezintegracja społeczeństwa jest tak naprawdę zwycięskim owocem nacjonalistycznej polityki, która zebrała tak krwawe żniwo w pierwszej połowie lat 90-tych. Zmiana istniejącego stanu rzeczy to proces skomplikowany, trudny a przede wszystkim złożony, wymagającym podjęcia odpowiednich działań na wielu płaszczyznach jednocześnie. Na razie wiele wskazuje na to, że proces zmian politycznych będzie bardzo długotrwały i bez mediacji oraz odpowiedniego motywowania ze strony UE się nie obejdzie. Niesłychanie ciężko będzie, podobnie jak w przypadku Kosowa, znaleźć rozwiązanie kompromisowe wśród tak sprzecznych postulatów. Jednak w tej trudnej sytuacji możemy dostrzec również optymistyczne akcenty. Choć mieszkańców byłej Jugosławii dzielą rany wojenne, historia, religia, to łączy językowa bliskość, kuchnia, muzyka, temperament. Wspólną zażyłość najlepiej widać za granicą. W Brukseli, Paryżu czy Warszawie do restauracji z bałkańską kuchnią przychodzą wszyscy byli Jugosłowianie. A w Brukseli na wszystkich konferencjach prasowych dziennikarze z krajów byłej Jugosławii trzymają się razem. Jakkolwiek hipotetycznie może to jeszcze wyglądać, droga do po-jugosłowiańskiego pojednania wiedzie przez Europę. Pytanie tylko, dlaczego UE nie angażuje się w rozwiązanie problemu w Bośni?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Ten wpis czeka na Twój komentarz.